„Zawsze mieszkałyśmy w zamku” Shirley Jackson

Mary Katherine Blackwood, wraz z siostrą i stryjem, mieszka w starym domu. Jako jedyna z domowników dwa razy w tygodniu pokazuje się ludziom z miasteczka, którzy nie są zbyt przychylnie do niej nastawieni, a według słów bohaterki po prostu od zawsze nienawidzili jej rodziny. Ona za to chciałaby, aby najlepiej wszyscy umarli. Stopniowo dowiadujemy się, że powodem może być historia sprzed 6 lat, kiedy to reszta rodziny została otruta przez siostrę Mary Katherine – Constance. Choć dziewczyna została oczyszczona z zarzutów, nikt nie chce w to uwierzyć.

To historia pełna niedomówień, na końcu której czytelnik wcale nie znajduje wszystkich odpowiedzi. Pewnych rzeczy dowiadujemy się między wierszami, sporo się domyślamy, ale zwykle nie wiemy, jak było naprawdę – co działo się w rodzinie, dlaczego Mary Katherine pomimo osiemnastu lat zachowuje się jak dziecko, dlaczego dom Rochesterów jest utraconym dobrem. Nie jest to książka straszna, nie budzi nawet dreszczyku emocji, ale za to mamy ciągłe podskórne wrażenie niepokoju, które budzą ludzie, ich zachowanie i tajemnice.

Przyznam, że choć książkę czytało mi się dobrze i ta lekka dawka niepokoju była dla mnie taka w sam raz, to jednak czuję się nieco rozczarowana tym tytułem. Wydaje mi się, że pozostało trochę zbyt dużo niedomówień, zbyt mało wyjaśnień. Spodziewałam się powieści w stylu gotyckim, z tajemnicą, ale nie sądziłam, że nie dowiem się o tej tajemnicy praktycznie nic. Z pewnością muszę jednak docenić poczucie humoru i bystrość umysłu Mary Kathrine, pomimo pewnej dziecinności i niekiedy przesadnego fantazjowania.

Komentarze