„Niewidzialni” Roy Jacobsen

Barrøy to zarówno nazwa wyspy, jak i nazwisko rodziny na niej mieszkającej. Śledzimy losy tej rodziny przez kilkadziesiąt lat, obserwujemy ich stosunkowo proste życie na początku i w połowie XX wieku. To czym się zajmują, w jaki sposób pracują, jak wygląda ich zwykłe życie i co dzieje się z nimi w niezwykłych sytuacjach, jak zmienia się świat wokół nich i oni sami.

W moim odczuciu, choć oczywistymi bohaterami są ludzie, to jednak tym głównym i najważniejszym bohaterem jest wyspa. Barrøy ma części, elementy, które stanowią jej sens i mówią o jej niewypowiedzianej historii. Są poszczególne ogrody, są miejsca, gdzie swe gniazda mają ptaki, ale jest też miejsce, gdzie stoją ruiny zabudowań, o których sami mieszkańcy niewiele potrafią sobie przypomnieć. Przede wszystkim to jest książka o relacji człowieka z morzem, człowieka z surową przyrodą, na której łaskę jest bardzo często zdany. Wygląd morza i nieba, siła wiatru są stałymi elementami opisu. Praca podporządkowana jest przyrodzie, ojciec wyjeżdża na Lofoty ze swym bratem, aby zarobić, a kobiety i starszy mężczyzna doglądają gospodarstwa i zajmują się zarówno pracami domowymi, jak i zajęciami potrzebnymi do zapewnienia pieniędzy i bytu – naprawianiem starych i plecenie nowych sieci, zbieraniem puchu, łowieniem ryb przy brzegu i przygotowaniem ich do handlu. To nie jest książka pełna zwrotów akcji i wielkich rodzinnych tragedii. I choć oczywiście w życiu bohaterów pojawiają się mniejsze lub większe wydarzenia i nieprzewidziane sploty okoliczności, to oni trwają. Nie znaczy to, że poddają się losowi, ale dostosowują się do tego, co ich spotyka i próbują przywrócić pewną harmonię w życiu wyspy, która siłą rzeczy w kolejnym pokoleniu nieco się zmienia.

Bardzo podobał mi się klimat tej opowieści. To że autor tyle miejsca poświęcił samej wyspie, aby pokazać czytelnikowi jej charakter. Lubię, gdy autor potrafi opisać miejsce, w którym nigdy nie byłam w taki sposób, abym bez problemu potrafiła się tam znaleźć i odnaleźć w panujących warunkach, abym naprawdę czuła, że tam jestem. A mój ulubiony fragment z książki jest o ciszy, która na wyspie zdarza się bardzo rzadko i zawsze jest zaskoczeniem i chwilowym powodem do niepokoju.

Jeśli ktoś polubił surowy klimat i sposób życia w Nowej Fundlandii w prozie Michaela Crummeya, to z pewnością odnajdzie się także na norweskiej wyspie Barrøy Roya Jacobsena.



Cytat dla chętnych:

🔹🔹🔹🔹
„Wyczuwają to równocześnie.
Przerywają pracę, podnoszą głowy, patrzą na siebie i nasłuchują.
Nagle nie słychać krzyku żadnego ptaka, żadnego szelestu źdźbeł ani brzęczenia owadów. Morze jest zupełnie gładkie, chlupot wśród przybrzeżnych kamieni zamarł, między wszystkimi horyzontami nie ma żadnego dźwięku, a oni nagle jakby znaleźli się w zamknięciu.
Taka cisza zdarza się bardzo rzadko.
Jej wyjątkowość polega na tym, że występuje na wyspie. Jest przez to potężniejsza niż cisza, która bez ostrzeżenia potrafi zapaść w lesie. W lesie często bywa cicho. Na wyspie ciszy jest tak mało, że gdy zapadnie, ludzie nieruchomieją, rozglądają się i zastanawiają, co się dzieje. Cisza wprawia ich w zdumienie. Jest tajemnicza wzbudza mrowiąca wyczekiwanie, pojawia się jak pozbawiony twarzy nieznajomy w czarnej pelerynie, który wędruje przez wyspę, bezszelestnie stawiając kroki. Czas jej trwania zależy od pór roku, cisza potrafi utrzymywać się dłużej zimą podczas mrozów, jak wtedy, gdy wodę wokół wyspy skuł lód. Latem natomiast zawsze jest tylko króciuteńką pauzą między jednym wiatrem a drugim, między przypływem a odpływem, albo też tym niezwykłym zjawiskiem, które następuje w człowieku między wdechem a wydechem.
I nagle jakaś mewa znów gdzieś zanosi się krzykiem, nie wiadomo skąd pojawia się poryw wiatru, a nakarmione dziecko budzi się na owczej skórze i zaczyna płakać. Mogą na powrót chwycić narzędzia i pracować dalej, jakby nic się nie wydarzyło. Bo właśnie to się wydarzyło: nic. Mówi się o ciszy przed burzą, o tym, że cisza potrafi być znakiem, załadowaniem broni lub że oznacza coś, czego zasięg można zrozumieć dopiero po długim przeglądaniu Biblii. Ale cisza na wyspie jest niczym. Nikt o niej nie mówi, nikt jej nie pamięta ani nie nazywa, bez względu na to, jak mocno ją przeżywają. Jest jak maleńka szparka, przez którą mogą zobaczyć śmierć jeszcze za życia.”

(s. 108-110)

🔹🔹🔹🔹
 

Komentarze