„Sztormowe ptaki” Einar Kárason

Załoga islandzkiego statku Mewa wyrusza na połowy na zachodnie wybrzeża Nowej Fundlandii. Kiedy mają ruszać w drogę powrotną, okazuje się, że będę musieli walczy z trudnymi warunkami pogodowymi i zimnymi prądami morskimi, a także odkuwać statek z lodu, aby nie zatonął.

Kiedy zaczynałam tę lekturę, miałam wobec niej nieco inne oczekiwania. To jest dosyć surowa historia, o walce z żywiołem na środku oceanu, o tym, że człowiek jest w stanie znieść znacznie więcej niż zwykle, kiedy śmierć zagląda w oczy nie tylko jemu, ale też jego towarzyszom. Mimo że nie znam się na statkach i różnych ich częściach, to autor pozwolił mi mniej więcej wyobrazić sobie, jak cała sytuacja wygląda – jak zamarzają liny, jak majtkowie ślizgają się po pokładzie z nikłą szansą na uchwycenie się czegoś, jak wybita została szyba w miejscu, gdzie znajduje się kapitan. Jest duża szansa, że podczas lektury czytelnika będzie przeszywał dreszcz zimna – jeden z bohaterów, bosman, borykał się z tym, że „siedział w nim cały podbiegunowy mrok, który przebił się do duszy przez wszystkie zmysły”, a my jesteśmy w stanie poczuć to razem z nim.

Myślałam, że w książce tej będzie więcej poetyckości, więcej opisów oceanu i życia w nim, a mniej aż tak dramatycznej walki. Mimo to jestem dość zadowolona z lektury, choć okazała się to być książka nieco odleglejsza od moich zwykłym wyborów czytelniczych. Z pewnością, jeśli wpadnie mi w ręce inny tytuł tego autora, nie będę się bronić przed przeczytaniem.


#eurobooktrip 🌍 Islandia

Komentarze