„Kobieta, która kochała owady” Selja Ahava

„Kobieta, która kochała owady” Selja Ahava | fot. Jeden akapit
To książka, w której jest bardzo dużo uważności na świat, ciekawości, obserwacji przyrody i procesów w niej zachodzących. Jest to również jeden z tych tytułów, w którym można skupić się na fabule i czerpać przyjemność jedynie z tego lub można spojrzeć bardziej metaforycznie i odczytać losy bohaterki jako kolejne fazy życia owada. I właśnie w tym punkcie, w tej dosyć realistycznej powieści, wkrada się element nierealistyczny, a mianowicie trzy fazy życia bohaterki dzieją się w zupełnie innych czasach – w XVI wieku, następnie w XIX wieku, niedługo po tym, gdy Japonia otworzyła się na świat oraz we współczesności. Nie da się nie myśleć o bohaterce w kontekście i w kategorii owada, u którego początek życia to żarłoczność, chęć dowiedzenia się jak najwięcej o świecie, własne poszukiwania odpowiedzi, zaś koniec to ostatnie kurczowe trzymanie się życia, ale też powolne odchodzenie. Niezwykła wydaje mi się refleksja bohaterki, gdy mówi, że człowiek jest tak naprawdę ukształtowany od początku, właściwie w ogólnym zarysie się nie zmienia, owady zaś przechodzą tak ogromne przemiany swych form, że żadna kolejna nie jest podobna do poprzedniej i nigdy nie wiadomo, czy za sprawą skomplikowanych procesów chemicznych z poczwarki wyjdzie piękny motyl czy czarna mucha. Dość niezwykła była to książka i choć miałam podczas lektury małe momenty zastoju, to pozostaję z wieloma refleksjami i z jeszcze większą sympatią do owadów w moim ogrodzie.

Komentarze