„Dublin” Edward Rutherfurd
Bardzo lubię fabularyzowaną historię, gdyż zamiast suchych faktów czytelnik dostaje w komplecie bohaterów z krwi i kości, którzy są elementem wydarzeń, doświadczają ich i interpretują na swój sposób, zgodnie ze swoją wiedzą i poglądami. Autor nie pogłębia przesadnie postaci, bo i nie ma na to dużo czasu, jednak operuje wciąż pewnymi typami, potomkami wcześniejszych osób, choć nie zawsze w oczywistej konfiguracji. To swego rodzaju uproszczenie, które pozwala na niewybijanie się z opowieści właściwej, czyli historii Irlandii, a jednocześnie daje ten indywidualny pierwiastek ludzki, o którym już wspominałam. Niesamowicie podobały mi się wstawki dotyczące nazw miejscowych i nazwisk, jak zmieniały się one przez wieki, od czego się wzięły i jak bardzo ewoluowały do form znanych nam dziś. I oczywiście to, co najbardziej cenię, to wyznanie autora, gdzie zmyślił, gdzie wprowadził uproszczenia, gdzie nieco pozmieniał dla płynności fabuły. Jednocześnie zamieścił spore podziękowania dla znamienitych profesorów oraz irlandzkich instytucji kultury i historii.
Absolutnie nie mogę się doczekać przeczytania drugiej części, czyli Irlandii.
Komentarze
Prześlij komentarz