„Felix Austria” Sofija Andruchowycz
Historia dzieje się w Stanisławowie, mieście, które kiedyś było w Polsce, obecnie jest na Ukrainie, a w czasie trwania książki w Austro-Węgrach. Poznajemy dwie kobiety, jedna jest panią, a druga jej służącą, ale jednocześnie są też poniekąd przybranymi siostrami. Adelka jest córką lekarza, który przygarnął Stefcię – dziewczynkę, której rodzice pracujący u doktora stracili życie w pożarze i doktor pozwolił jej się wychowywać razem ze swoim dzieckiem. Adelka wyszła za mąż za mężczyznę tworzącego artystyczne nagrobki, a Stefcia została przy niej, gdyż złożyła obietnicę umierającemu doktorowi, że będzie swej przybranej siostrze służyć.
W moim odczuciu, choć fabuła oczywiście jest istotnym elementem tego tytułu – poznajemy znanego iluzjonistę, który jeździ ze swoją trupą, pojawia się w życiu rodziny dziwny chłopiec, a Stefcia przypomina sobie dawne uczucia – to ważniejsze jest jednak pokazanie bardzo pokręconej relacji między dwiema kobietami. To bardzo toksyczny związek, w którym od awantur i nienawiści, przechodzi się do miłości i codzienności. Jak fragment, w którym wyrzuciły sobie najgorsze rzeczy, po czym Adelka dostała strasznej migreny, a Stefcia zupełnie normalnie, z czułością wręcz, powiedziała, że przygotuje jej proszki na ból głowy. Pojawia się sformułowanie użyte przez doktora, że dwie dziewczyny są jak drzewa, które przypadkowo zrosły się pniami – trudno żyje się im razem, ale nie potrafią osobno. Niby to Adelka jest panią, ale stała się całkowicie zależna od swej służącej i niekiedy się jej boi, Stefcia za to darzy Adelkę czułością, ale z jednoczesnym poczuciem, że ta robi wszystko, aby uprzykrzyć jej życie.
I właśnie patrząc z perspektywy dłuższego czasu od przeczytania, mam wrażenie, że to właśnie nie wydarzenia zawarte w tej historii, a ta relacja – pokręcona jak pnie drzew – pozostaje w pamięci.
Do przeczytania książki zachęcił mnie wpis na blogu Czytanki Anki >
W moim odczuciu, choć fabuła oczywiście jest istotnym elementem tego tytułu – poznajemy znanego iluzjonistę, który jeździ ze swoją trupą, pojawia się w życiu rodziny dziwny chłopiec, a Stefcia przypomina sobie dawne uczucia – to ważniejsze jest jednak pokazanie bardzo pokręconej relacji między dwiema kobietami. To bardzo toksyczny związek, w którym od awantur i nienawiści, przechodzi się do miłości i codzienności. Jak fragment, w którym wyrzuciły sobie najgorsze rzeczy, po czym Adelka dostała strasznej migreny, a Stefcia zupełnie normalnie, z czułością wręcz, powiedziała, że przygotuje jej proszki na ból głowy. Pojawia się sformułowanie użyte przez doktora, że dwie dziewczyny są jak drzewa, które przypadkowo zrosły się pniami – trudno żyje się im razem, ale nie potrafią osobno. Niby to Adelka jest panią, ale stała się całkowicie zależna od swej służącej i niekiedy się jej boi, Stefcia za to darzy Adelkę czułością, ale z jednoczesnym poczuciem, że ta robi wszystko, aby uprzykrzyć jej życie.
I właśnie patrząc z perspektywy dłuższego czasu od przeczytania, mam wrażenie, że to właśnie nie wydarzenia zawarte w tej historii, a ta relacja – pokręcona jak pnie drzew – pozostaje w pamięci.
Do przeczytania książki zachęcił mnie wpis na blogu Czytanki Anki >
Komentarze
Prześlij komentarz