„Mokradła” Maria Turtschaninoff
Bardzo podoba mi się ta ogromna perspektywa czasowa, którą daje książka – nie tylko ze względu na bohaterów i śledzenie kolejnych konarów tego drzewa genealogicznego, ale też z racji przedmiotów, które również mają bogate historie, które w jednych opowieściach się pojawiają, są istotnym elementem, w innych są już tylko wspomnieniem albo z punktu widzenia bohatera pozbawioną znaczenia rzeczą bez znanej mu przeszłości. Tak długa, odległa perspektywa w opowieści jest czymś niezwykłym – czytelnik może się poczuć niemal jak istota wyższa, która widzi znaczenie i powiązania. Najbardziej podobały mi się początkowe historie, gdzie z lasu wychodziły jeszcze niezwykłe istoty pomagające lub przeszkadzające ludziom, którzy je niepokoili. Największą sympatię poczułam do bohatera, który był postacią poboczną dla głównej rodziny – cichego chłopca, który pracował na gospodarstwie, rysował w swojej głowie mapy okolicy, ścieżek zwierząt, miejsc roślin, dla którego nie było innego świata, ale niestety ten świat upomniał się o niego, kiedy przyszła wojna. Pamiętam też bardzo dobrze scenę, w której inny bohater, również chłopiec przyglądał się w lesie rosomakowi i to niemal mistyczne spotkanie pozwoliło mu później nieco inaczej spojrzeć na swoją pozornie nieczułą matkę.
Jest w tej opowieści mnóstwo świetnych historii, radosnych i smutnych, ale wszystkie połączone w jedną spójną całość, która nierozerwalnie łączy się z przyrodą Nevabacki na dalekiej północy Finlandii. Ta książka zawiera w sobie wszystko to, czego szukam w literaturze, dlatego trafia do mojej kolekcji tych najbliższych sercu.
Komentarze
Prześlij komentarz