„Dziennik irlandzki” Heinrich Böll

„Dziennik irlandzki” Heinrich Böll | fot. Jeden akapit
Heinrich Böll był niemieckim pisarzem, laureatem literackiej Nagrody Nobla, który odwiedził Irlandię w latach 50., a później kupił dom na wyspie Achill, w którym niekiedy mieszkał i pracował.

Dziennik irlandzki – o ile mi wiadomo – jest zupełnie niepodobny do reszty jego twórczości. Jednak to nie tyle dziennik, ile miniatury, krótkie migawki; nie tyle opis Irlandii, co osobiste impresje; aż wreszcie nie tyle opisywanie, jacy Irlandczycy są (lub byli), ile niezwykła sympatia do nich, ich podejścia do życia, zabawnych przywar czy okazywanej życzliwości. To krótkie wzmianki o dziurawych butach chłopca, względności czasu rozpoczęcia seansu w kinie, rozmyślania nad losem rodzin, w których tylko dwoje z ośmiorga rodzeństwa pozostanie w kraju. To zasłyszana rozmowa podczas policyjnej kontroli, kiedy to ożywa magia opowieści o pewnym martwym Indianinie i zakonnicy w majtkach z różową nitką, a także opowiastka o tantalowych mękach typowego Seamusa, który chce się napić piwa po obiedzie. Aż wreszcie miniatura pełna pochwały dla powiedzienia „It could be worse” – zawsze mogło być gorzej – podziw dla Irlandczyków, dla których – co by się nie stało – szklanka mimo wszystko jest do połowy pełna.

Czy z tych tekstów czytelnik dowie się czegoś o kraju i mieszkańcach? I tak, i nie. To drobne obserwacje pisane z humorem i erudycją, a także ogromną życzliwością. I również autor został gdzieś w sercach Irlandczyków – jedno z opowiadań ze zbioru Przez błękitne pola Claire Keegan jest poświęcane domkowi na wyspie Achill.

Niespieszna i dość refleksyjna lektura, nie każdemu przypadnie do gustu. Dla mnie nie wszystkie teksty były tak samo zajmujące, jednak całość wpisała się we wrażliwość, którą w literaturze bardzo cenię.

Komentarze