„Utrata El Dorado” V.S. Naipaul

Autor zabiera nas do miejsca dawniej zwanego Indiami Zachodnimi, czyli głównie na wyspę Trynidad i północno-wschodnie wybrzeże Ameryki Południowej. Śledzimy najpierw obsesję chęci odnalezienia legendarnego El Dorado, miasta pełnego złota i innych cudowności, ukrytego gdzieś w dorzeczu rzeki Orinoko. W końcu przepychanki między Hiszpanami i Anglikami, opanowanie tych terenów przez tych drugich i wszelkie zmiany z tym związane – prawie całkowite wybicie rdzennej ludności, sprowadzenie czarnoskórych niewolników. I choć w samej książce nie ma już o tym za dużo, to we wstępie autor mówi także o stworzeniu kolonii hinduskiej i osiedlaniu się na tych terenach ludności z dawnych Indii Wschodnich, co także tłumaczy jego pochodzenie.

Muszę zacząć od tego, że książka opisuje dzieje dalekiego i całkowicie dla mnie egzotycznego zakątka świata, o którym nie wiedziałam wcześniej właściwie nic, miałam jedynie jakieś mgliste pojęcie. Książka przeprowadza nas od końca XVI do początku XIX wieku, czyli przez ponad 200 lat historii tych terenów i pokazuje wiele skomplikowanych politycznie zawirowań, ogrom postaci, które zapisały się na kartach dziejów w dobry lub zły sposób (np. sir Walter Raleigh, dżentelmen, który de facto był piratem). I choć wszystko to jest ogromnie ciekawe, to muszę z żalem powiedzieć, że męczyłam się z tym tytułem długo, a to ze względu na zbytnią szczegółowość i zbyt podręcznikowy charakter dzieła. Myślę, że dla fanów monografii historycznych to będzie nie lada gratka, ja jednak liczyłam na nieco większą literackość. Autor wykonał naprawdę ogromną pracę badawczą, o czym świadczy bibliografia do danych tematów, a także indeks na końcu książki, jednak mnogość postaci wymienianych z imienia i nazwiska, które pojawiają się tylko przez jakiś wycinek, daje wrażenie wkuwania na klasówkę z historii i to jeszcze z dosyć nieciekawego graficznie podręcznika. Uważam, że jest to dobra książka, jeśli ktoś rzeczywiście chce poznać kawałek historii tego regionu. Jeśli o mnie zaś chodzi, to choć nie spodziewałam się, że dostanę wypieków na twarzy, jak podczas oglądania filmów z Indianą Jonesem, to jednak liczyłam na trochę więcej magii opowieści w tym suchym opisywaniu faktów. Dlatego większa naukowość tego tytułu może być zarówno plusem, jak i minusem, w zależności od oczekiwań. Nie oceniam tego noblisty w żadnym razie źle, tylko stwierdzam, że może wybrałam niewłaściwy tytuł do poznania jego twórczości.

Komentarze