„Wiejski tragik. Powrót do domu” Jüri Tuulik


Wyspa Abruka u wybrzeży Estonii. W pierwszej części patrzymy na nią i jej mieszkańców oczami leciwego psa Raksiego, którego pan, jak większość mężczyzn na wyspie, jest rybakiem. Raksi jedzie ze swoim Starym, jak go nazywa, na wybrzeże, ponieważ mężczyźni będę ściągać sieci przed nadchodzącym sztormem. W międzyczasie wspomina, co działo się na wyspie, swoje życie , to jak trafił do swoich właścicieli. Myśli też z wielkim oddaniem o swoim panu. Nie brak jednak w jego opowieści smutku i nostalgii. Druga część to opowieść jego pana, Kaspara, który wraca na swoją wyspę statkiem, ale w dosyć niecodziennej kajucie. Teraz poznajemy świat rybaków z Abruki jego oczami, czasy wojny, zmarnowane szanse i niełatwe życiowe zawirowania. Tu również nie brakuje wielkiej czułości względem czworonożnego kompana, który był dla Kaspara prawdziwym przyjacielem.

Piękna jest ta Abruka oczami psa i jego pana – pełna sztormu, wiatru i słonej wody, śledzi i alkoholu, ale jednak jakaś taka bliska. Ta opowieść bardzo mi przypominała klimatem powieści Michaela Crummeya, a także Niewidzialnych Roya Jacobsena. Tu też pojawiają się małe historie – ludzkie i psie – w otoczeniu specyficznej przyrody. Tuulik jednak różni się od nich poczuciem humoru, które co i raz przebija się w opowieściach. Całościowo jest to niezwykle wzruszająca i niekiedy nieco smutna historia o przyjaźni, a w szczegółach to pojedyncze opowieści składające się na specyfikę danej społeczności. Była to moja pierwsza estońska lektura, a przy tym niezwykle udana.

#eurobooktrip 🌍 Estonia




Cytat dla chętnych:

🔹🔹🔹🔹
„Czy ktoś na tamten brzeg się wybrał? Któż by to? Abruka to wysepka maleńka, mało co większa od rybiej głowy, tam niczego nie skryjesz. Koń podkowę zgubi albo, powiedzmy, krowa róg złamie i gadania zaraz z tego więcej niż na spowiedzi. Może komuś przyszła pora zabierać się na tamten brzeg, tylko że w taką przepiękną pogodę, kiedy w ciele i duszy sierpień gra, taki cudaczny pomysł jest nie na czasie, jak to się mówi, nieaktualny. Tak jest, nieaktualny. Morze jeszcze ciepłe i łagodne, flądra z piaszczystej mielizny dosłownie rozpływa się w ustach, a pola, jak popatrzysz w koło, migocą złotem, wszystko jest takie sercu miłe, że zimno po plecach przebiega. Myślę ja sobie, że przed takimi rozkoszami sama śmierć powinna zawrócić z drogi.
Wziąć na ten przykład Maali z chutoru Saviaugu, dawno już jej stuknęła dziewięćdziesiątka, a umierać nie ma zamiaru. Dopiero co kupiła worek kartofli, teraz dopóki ostatniego kartofla nie doje, to rąk na krzyż nie złoży.”
(s. 79)
🔹🔹🔹🔹

Komentarze