„Wiedźmy Kijowa. Miecz i krzyż” Łada Łuzina
Wiedźmy Kijowa to taki rodzaj fantastyki, który bardzo lubię i który zdecydowanie trafia w moje gusta. Z jednej strony – wiadomo – musi być jakaś fabuła, akcja, tajemnica, zawiłości i konfrontacja z siłami ciemności. Z drugiej strony jest to książka naszpikowana nie tylko szczegółami z miejskiego krajobrazu Kijowa, ale także jego legendami i historią. A zatem wraz z bohaterkami – głównie Maszą, bo to ona jest studentką historii sztuki i entuzjastką Mistrza i Małgorzaty – chodzimy po cerkwiach i przyglądamy się freskom, zaglądamy w podziemne korytarze, poznajemy legendę o bohaterach Kijowa, a także spacerujemy po mieście i próbujemy na nie spojrzeć tak, jak widział je Michaił Bułhakow i szalony malarz Michaił Wrubel. Uwielbiam książki, które pod płaszczykiem zupełnie niezobowiązującej lektury oferują mi ogrom wiedzy, która tylko czeka na to, bym ją zgłębiła (czy wspominałam, że podczas lektury sprawdzałam w internecie wszystkie cerkwie i obrazy, o których wspominała bohaterka?). I choć w Kijowie nigdy nie byłam – i zapewne w najbliższym czasie nie będę – to mam wrażenie, że poniekąd już poznałam to miasto i jakąś jego wykreowaną wersję mam przed oczami. A fabuła? Na początku dużo musimy się dowiedzieć o samym Kijowie i mocach, jakie zyskały bohaterki, aby w trzecim akcie akcja leciała na łeb na szyję. Bywa ekscytującą, bywa zabawnie. Kolejna część niedawno ukazała się po polsku i zdecydowanie zamierzam kontynuować swoją przygodę ze świeżo upieczonymi Kijowicami.
Komentarze
Prześlij komentarz