„To, co utraciłyśmy w ogniu” Mariana Enriquez

„To, co utraciłyśmy w ogniu” Mariana Enriquez | fot. Jeden akapit
Opowiadania argentyńskiej pisarki dostałam kiedyś od znajomego i długo przeleżały na mojej półce. Przed lekturą wiedziałam jedynie, że inny tytuł autorki był w finale Międzynarodowego Bookera (Niebezpieczeństwa palenia w łóżku) i że są to zdecydowanie mroczne opowiadania. Nie sądziłam, że aż tak.

Moja styczność z literaturą południowoamerykańską kończy się na najbardziej znanych nazwiskach z nurtu około realizmu magicznego. W niektórych opowiadaniach Enriquez też ten realizm magiczny można dostrzec, ale w moim odczuciu jest to jego negatyw – coś złego, żarłocznego, ciemnego. Brudny dzieciak to bardzo mocne otwarcie zbioru, po którym trzeba pozbierać myśli i emocje i choć nie wszystkie teksty są tak grząskie, to wszystkie łączy brutalność i zło czające się w świecie. Bardzo często jest to zło płynące z samych ludzi, niekiedy przeplatane duchami i innymi istotami z pogranicza światów.

Sporo w tych opowiadaniach można znaleźć tła społecznego, politycznego czy lokalnego folkloru i wierzeń – pojawiają się przydrożne ołtarzyki dla indywidualnie czczonych bytów, życie w slumsach i biedniejszych dzielnicach Buenos Aires, narkomania, brutalność wobec kobiet i dzieci, trasa turystyczna śladem najsłynniejszych miejscowych zbrodniarzy. Enriquez ma naprawdę dobry styl i potrafi ciekawie poprowadzić historię, jednocześnie nie biorąc jeńców i rzucając czytelnikowi w twarz brutalne sceny i niewygodny, choć prawdziwy, obraz rzeczywistości. To nie jest horror dosłowny, ale groza, która wpełza nam pod skórę (parafrazując słowa Wojciecha Guni o horrorze kobiecym). 

Osobiście po niektórych tekstach czułam się chora i musiałam odkładać lekturę. Dlatego choć uważam, że jest to właściwie świetna książka, to nie chciałabym brać odpowiedzialności za polecenie jej komukolwiek. I przyznaję, że z premedytację, nie piszę, o czym są poszczególne opowiadania, bo trochę boję się emocjonalnie do tego wszystkiego wracać.

Komentarze