„Guguły” Wioletta Grzegorzewska
Polska
wieś z lat 80. i 90. widziana oczami dziecka i młodej dziewczyny. Jak
wyglądało życie codzienne, jakie były wtedy zwykłe i niezwykłe
wydarzenia (stan wojenny, przyjazd papieża) i co one oznaczały dla
zwykłego dziecka. Najbardziej podobała mi się historia, która została
zilustrowana na okładce – z kotem w roli głównej, więc wiadomo dlaczego ;)
I choć wiele rzeczy z książki albo znałam z własnego doświadczenia (np.
termometr, który pękł i fascynacja rtęcią), albo od moich starszych
sióstr, to przez większość książki zastanawiałam się czym są te tytułowe
guguły (niedojrzałe owoce). Ale dowiedziałam się później, że miałam
prawo nie wiedzieć, ponieważ jest to regionalizm z Jury
Krakowsko-Częstochowskiej.
Książka napisana dobrze, w ciekawy sposób przybliża ówczesną rzeczywistość. Nie zachwycam się nadmiernie, ale też nie mam do czego się przyczepić. Książka krótka, więc warto przeczytać.
Książka napisana dobrze, w ciekawy sposób przybliża ówczesną rzeczywistość. Nie zachwycam się nadmiernie, ale też nie mam do czego się przyczepić. Książka krótka, więc warto przeczytać.