„Nostalgia” Mircea Cărtărescu

To zbiór historii z jednej strony zwyczajnych, a z drugiej dość osobliwych. Jest tu na przykład opowieść o architekcie, który kupuje wraz z żoną samochód i jest tak zafascynowany klaksonem, że z czasem wymienia kierownicę i całą deskę rozdzielczą na swego rodzaju elektryczne pianino, na którym może wygrywać różne melodie. Jest też opowieść o mężczyźnie, który z niewyjaśnionych dla czytelnika przyczyn maluje się i przebiera w ubrania jakiejś kobiety. A także opowiadanie o Ruletkarzu, człowieku, który igrał ze swoim życiem i szczęściem, strzelając do siebie (na oczach świadków) z rewolweru, w którym początkowo jest tylko jedna kula, a z czasem i więcej.

I teraz dochodzimy do przykrej części. Niestety te opowiadania są w większej części potwornie nużące. I choć były fragmenty, które naprawdę mi się podobały – jak cała historia o Ruletkarzu (gdy później ujawnia się narrator-autor opowiadania robi się już gorzej) czy przemyślenia Słabołebskiego o tym, że ma on w głowie marionetkarza, który nim kieruje, a także że on jest marionetkarzem, dla kogoś, w czyjej głowie siedzi – to jednak przez całość brnie się z mozołem. Opowiadanie o architekcie zaczyna się dość niepozornie, aby ostatecznie zamienić się (jakby to powiedział Witkacy) w „mózg wariata na scenie” – jest ono jedną wielką hiperbolą, tylko nie mam pojęcia czego. Cała dalsza część opowiadania z mężczyzną, który się przebierał za kobietę – kiedy to czytamy o dziwnej relacji pewnego młodego człowieka z kobietami, a z jedną w szczególności, i razem z nim przechodzimy przez jakieś dziwne kręgi bukaresztańskiego podziemnego piekła z gabinetu osobliwości – także jest mocno dziwna, ale niestety nie w sposób interesujący, ale raczej w taki, który sprawia, że nie wiemy już, co czytamy. A potem nachodzi nas refleksja – ale po co to było? Nie do końca też widzę ten wspólny mianownik dla wszystkich opowiadań (bo teoretycznie jest, tak wynika z opisu), poza faktem, że w każdym z nich przewija się aleja Stefana Wielkiego w Bukareszcie. Czy to coś zmienia? Raczej niewiele.

Z założenia nie przepadam za zbiorami opowiadań, a ten umęczył mnie pierwszorzędnie i naprawdę nad tym niezmiernie ubolewam, bo liczyłam, że właśnie on będzie tym, który zmieni moje postrzeganie tej formy literackiej (książka ma bardzo wysokie oceny!). Niestety, nie tym razem.



Interesują cię inne książki rumuńskie i o Rumunii? Zajrzyj tutaj >
Książkę tę czytałam w ramach mojej akcji #czytajmyrazem2019, a moją współczytającą była Ania z bloga Przeczytałam książkę. Zobacz wpis Ani o tej książce >

Komentarze