„Kacica” Pavel Kohout
„Kacica”
Pavla Kohouta jest bardzo dziwną książką, dlatego to będzie długi
akapit. Różne jej elementy są nieco sprzeczne i pozornie do siebie nie
pasują, ale całość jakoś się trzyma. To co można tu znaleźć:
- erudycja, głównie w wypowiedziach Vlka, głęboka wiedza humanistyczna związana z istotą i naturą człowieczeństwa, ogromna wiedza historyczna związana z karami cielesnymi, co widać w odpowiedziach uczniów na końcowym egzaminie;
- bardzo dobry styl pisania, co łączy się poniekąd z erudycją;
- historię pierwszej kacicy, ale najciekawsze jest to, że właściwie Lízinka jest „główną-poboczną” postacią; wiele rzeczy dzieje się wokół niej, jest z nią związanych, ale tak naprawdę nie ona jest tu ważna, ale odczucia innych względem niej; przez całą książkę wypowiada tylko jedno zdanie, jest obojętna na wiele rzeczy, które ją spotykają, przy tym jest nieświadoma przez swoją niewinność – choć rozpala zmysły wielu; trochę rozumiem, skąd porównanie do „Lolity” Nabokova; to co ją interesuje to pewne prawidłowości w świecie, liczenie np. krzesełek w wyciągu w różnych kolorach, i współzawodnictwo samej ze sobą;
- matka Lízinki, która jest właściwie jakimś jej przeciwieństwem, jakby id jej osobowości (swoją drogą, psychoanalityk mógłby wiele wyciągnąć z tej książki!) – chce rzucać się na wszystkich mężczyzn, którzy rzucają się na jej córkę;
- w kontraście dla pięknej erudycji i wzniosłych idei humanistycznych mamy kilka scen bardzo brutalnych, krwawych, z udziałem zwierząt; miłośnikom zwierząt może zrobić się naprawdę słabo;
- jest duży wątek – w moim odczuciu nieco nudnawy, ale jednak potrzebny – z przeszłości docenta Šimsy, kiedy to był w specjalnych służbach; wątek ten pokazuje ogromny absurd zapędzania się w coraz głębszą, wielowarstwową inwigilację i konspirację
- jeśli chodzi o sposób zbudowania narracji i jej płynności, to czytelnik czasami może się pogubić; na początku nie rozumiałam dlaczego nagle w środku akapitu, zdania pojawia się numer jakby kolejnego podrozdziału; dopiero po dłuższym czasie zrozumiałam, że jest to zabieg, który kończy jedną scenę czymś podobnym, czym inna się zaczyna i można ten „przepołowiony” akapit przypasować zarówno do jednej, jak i drugiej części; narracja często mocno skakała i trzeba było sporego skupienia, aby zrozumieć, w którym miejscu wylądowaliśmy;
- przy całej mrocznej tematyce katowskiego fachu mamy do czynienia z naprawdę dobrym poczuciem humoru i wcale nie nazwałabym tego czarnym humorem;
- absurd rozwoju pewnych
wypadków, czyli dzieje się mnóstwo rzeczy, których nie jesteście w
stanie przewidzieć; oczywiście wszystko, to są rzeczy możliwe, ale
nieprawdopodobne, dlatego tym trudniej wpaść na nie czytelnikowi, a mam
tu na myśli chociażby końcowy układ jaki Vlkowie mają między sobą.