„Nakarmić kamień” Bronka Nowicka

Przedwczoraj byłam w bibliotece oddać książkę. Poszłam tam z zamiarem wypożyczenia może jednej, bo mam takie plany, wszystkie książki mam na półce, pozostałe na czytniku, no i przecież i tak nie zdążę tego teraz przeczytać. I skończyło się na tym, że wzięłam cztery książki, z czego trzy całkiem, całkiem grubaski. I tak to się właśnie kończy...

Jednak na pierwszy ogień poszła jedyna bardzo cieniutka z wypożyczeń zwyciężczyni ostatniej Nagrody Nike – „Nakarmić kamień” Bronki Nowickiej. I podobnież jest to poezja pisana prozą, takie cuda. Utwory Nowickiej to krótkie teksty na pół strony, na stronę, opisujące pewną rzeczywistość i jak mi się wydaje, w głównej mierze z punktu widzenia dziecka. Dziecka, które widzi więcej i w sposób bardziej niezwykły, dlatego większość tych utworów jest mocno surrealistyczna. Czytając „Nakarmić kamień” odczuwałam jakieś niejasne podobieństwo do książki „Guguły” Wioletty Grzegorzewskiej. Może dlatego, że właśnie perspektywa dziecka, chyba w podobnych czasach, podobnym miejscu, a przynajmniej tak wnioskuję z tego, co pojawia się między wierszami, czyli np. mycie się w kuchni w misce, mieszkanie z prababką, itd. Ogólnie nie mogę powiedzieć, żeby porwały mnie te utwory, ale było kilka takich, które wydały mi się interesujące. Oprócz tego, który Wam wklejam, podobał mi się też utwór (czy można to nazywać wierszem??), kiedy to bohaterka zastanawiała się, co dzieje się z martwymi ptakami, bo przecież nikt ich nie zakopuje, ale też nigdzie nie leżą, a także ten, w którym prababka czekała na śmierć jak na pociąg i jak odczuwała, że trawa się porusza, a motyle podfruwają z trawy, jakby taki pociąg naprawdę wjeżdżał do ogrodu.


Książka nie jest długa, więc myślę, że warto przeczytać. Chociażby po to, żeby – tak jak ja – znaleźć chociaż te trzy fragmenty, które się spodobają. Jednak czy książka zasłużyła aż na Nagrodę Nike? W moim odczuciu nie, ale nie ja tu jestem krytykiem i znawcą ;)