„Morderstwo w Orient Expressie” Agatha Christie – książka czy film?

Książka czy film, i dlaczego książka? ;)

To chyba jeden z najbardziej znanych tytułów Agathy Christie (sama czytałam go dwa razy), a Hercules Poirot, jego geniusz i małe szare komórki, to postać, której nie da się podrobić. Jeśli chodzi o samą intrygę, to uważam, że jest to prawdopodobnie najlepsza książka Christie (jeszcze nie wszystkie czytałam), gdyż cała ta sytuacja jest na tyle zawiła, że czytelnik razem z Poirotem sam w pewnym momencie zaczyna głupieć i uznaje, że nic się nie zgadza.
No i jak w tym kontekście wypada film? Miałam duże oczekiwania i duże wątpliwości. Po przeczytaniu kilkudziesięciu tytułów z Herculesem Poirot można mieć wrażenie, że zna się go na wylot, kocha jego zarozumiałość i geniusz. I powiem jedno – Kenneth Branagh to nie jest Hercules Poirot. Próbował, miał wąsy, a nawet trochę był zarozumiały, ale za mało. Za mało było pompatyczności i przerysowania jego postaci, tego charakterystycznego Mon ami. Poirot zrobił się jakiś zbyt współczesny, zamiast siedzieć i pracować ze swoimi małymi szarymi komórkami, to biegał, ścigał, a nawet walczył. A intryga? Cóż, została tak spłaszczona, tak szybko i z taką lekkością rozwiązana, że widz nie czuje, że to było naprawdę coś. Wszystko zbyt dynamicznie, nie było widać tak ogromnej przemyślności całego planu mordercy, jak było to ukazane w książce.

Podsumowując, jestem rozczarowana, a była to premiera, na którą bardzo czekałam. Nie oceniajcie książki po filmie! Nigdy!
Zgadzam się z recenzją na kanale Sfilmowani, że albo film powinien być zrobiony pod współczesnego widza (unowocześniony, jak Sherlock), albo w stylu retro (choć taka wersja już była), ale zrobienie tego trochę tak, a trochę tak – jakoś nie bardzo.