„Wojna nie ma w sobie nic z kobiety” Swietłana Aleksijewicz

Wojna to z założenia męska sprawa – te wszystkie bitwy, manewry, ciężkie buciory, papierosy palone w okopach. Tego się uczymy w szkole i z filmów. Ale wojna mimo wszystko może też mieć inne oblicze, widziane oczami kobiet, zarówno sanitariuszek, jak i żołnierek, które walczyły i dowodziły. Wiele z opowieści jest przejmujących, bo są tak inne od tego, co zwykle czyta się o wojnie. Bardzo zapadło mi w pamięci np. to, jak jedna kobieta mówiła o tym, jakie to było przykre, gdy nie można było ostrzec stada lecących ptaków przed tym, że zaraz spadnie bomba i że za chwilę ich ciała będą leżały zwęglone na ziemi. Albo historie po wojnie – jak mężczyźni pokazywali medale, a kobiety zwykle chowały je głęboko w szufladach (choć nie wszystkie), bo często były prześladowane przez te kobiety, które na wojnę nie poszły, za to, że pewnie się tam na wojnie tylko puszczały. To naprawdę niezwykłe historie. Jedyny minus jest taki, że jest tego za dużo. Tak dużo tych pojedynczych głosów i opowieści, że gdzieś w połowie książki łapie się trochę znieczulicę, część historii nieco się powtarza, więc mamy wrażenie jakbyśmy słuchali po raz setny tej samej opowieści dziadka o jego młodości. Może gdyby forma była krótsza, to byłoby lepiej? A może należy tę książkę czytać długo i tylko po kawałku? Mimo to była to jednak bardzo dobra lektura i cieszę się, że wreszcie się z nią zapoznałam. Chętnie sięgnę po inne książki Aleksijewicz.