„Dni króla” Filip Florian

Częściowo prawdziwa, a po części zmyślona historia o tym, jak Karol I Hohenzollern zdecydował się w 1866 roku zostać władcą nowo powstałej Rumunii, a ponieważ miał problemy z zębami, poprosił swojego niemieckiego dentystę, aby udał się razem z nim i także osiadł w tym dziwnym kraju na wschodzie. Józef Strauss bierze zatem swojego kota Zygfryda do koszyka i rusza śladem króla do Bukaresztu.

Autor pokazuje dwie perspektywy, zarówno tę bardziej oficjalną i ważną dla losów nowego państwa, podczas których król podejmuje istotne decyzje, aby jakoś ogarnąć cały ten ambaras, oraz drugą bardziej mieszczańską, z perspektywy zwykłego obywatela, związaną z różnymi bardziej przyziemnymi i życiowymi problemami. Jednak ponieważ obaj bohaterowie się znają, to co jakiś czas perspektywy te się mieszają, poznajemy zatem także to mniej oficjalne wcielenie króla. Nie brakuje tu opisów dawnego XIX-wiecznego Bukaresztu, jego pięknych kamienic, ale też problemów z zachowaniem porządku. To co mnie nieco zaskoczyło w książce, to rubaszność całkiem sporej liczby scen, której jakoś bardziej spodziewałabym się po Czechach. Nie brakuje też elementów nieco baśniowych, których ostoją jest kot Zygfryd wydrapujący psalmy-pamiętniki na obiciach foteli w gabinecie dentystycznym swego pana.

Książka może być ciekawym uzupełnieniem dla suchej wiedzy historycznej. Gdy poznajemy Karola I Hohenzollerna z tej bardziej ludzkiej strony, nawet jeśli całkowicie zmyślonej przez autora, o wiele lepiej rozumiemy historię, która stała za pewnymi wydarzeniami. Ale autor co jakiś czas puszcza do nas oko i żartuje, co mimo wszystko nie pozwala nam zapomnieć, że historia historią, ale fikcja wcale nie musi być przesadnie poważna.

Interesują cię inne książki rumuńskie i o Rumunii? Zajrzyj tutaj > 

Komentarze