„Rumun goni za happy endem” Bogumił Luft

Autor przez kilka lat był ambasadorem RP w Rumunii, a następnie w Mołdawii. Widział przemiany w obu krajach po upadku reżimu Ceaușescu i głównie od tej strony politycznej i przemian gospodarczych pisze. Pierwsze 80 stron było dla mnie trochę mylących, gdyż – wbrew tytułowi – dotyczyły Mołdawii. Choć muszę jednak przyznać, że były to także ciekawe fragmenty, bo mówiące o trudnych relacjach Mołdawii z Rumunią i Rosją, o tym, że trudno powiedzieć, czy Mołdawianie bardziej czują się Rumunami czy zupełnie odrębną nacją, o kwestiach związaną z językiem (teoretycznie mołdawskim, w praktyce rumuńskim) i wiarą.

Gdy jednak autor zostawia już w tyle Mołdawię i Naddniestrze, wraca do Rumunii i w sposób gawędziarski, zupełnie pozbawiony chronologii, przybliża czytelnikowi pokręcone losy tego kraju, w którym narodowość obudziła się właściwie dopiero po Wiośnie Ludów, a monarchia miała czterech władców. O tym jak wiele dobrego pojawiło się w latach rozwoju i jak wiele kiepskich decyzji politycznych potem podjęto, co doprowadziło kraj najpierw do świetności i wysokiego poziomu rozwoju, a następnie przez dziesięciolecia do ruiny. O tym, jak przez pewien czas Polska była partnerem politycznym i motorem do przemian gospodarczych po 1989 roku i jak bardzo brak było wzajemności w tej relacji.

Dla osoby, która wie niewiele o Rumunii, książka może być testem wytrwałości, bo tak jak wspomniałam, nie ma tu chronologii i autor raczej opowiada o pewnych zagadnieniach przez pryzmat historii i własnych doświadczeń, skacząc przy tym między dziesięcioleciami. Niemniej uważam, że tytuł był wartościowy i choć nie może być uważany za pełne przedstawienie kwestii, jak to z tą Rumunią było i jest, to pozwala stworzyć bazę dla jakiejś wiedzy, którą następnie czytelnik powinien uzupełnić o szczegóły wedle własnego uznania.


Interesują cię inne książki rumuńskie i o Rumunii? Zajrzyj tutaj > 

Komentarze