„Oczy uroczne” Marta Kisiel

Przesilenie to dziwny czas, także dla Ody i Rocha – bohaterów, których poznaliśmy już w opowiadaniu Szaławiła, a które łączy poprzez miejsce łączy wcześniejsze postaci z Dożywocia. Dom Ody stoi w miejscu, w którym kiedyś była Lichotka.
Oda pracuje w przychodni i przyjmuje pacjentów mających dziwne szarpane rany. Okazuje się, że coś krąży po lesie, coś znacznie groźniejszego, niż koza w szaliczku...

Lubię serię Dożywocie, bo pozwala mi ona nieco się oderwać od codzienności, spędzić miły wieczór lub dwa i może nie tyle pośmiać się w głos (jestem bardzo powściągliwym czytelnikiem), ale przynajmniej uśmiechnąć się pod nosem. Jednak jeśli chodzi o Oczy uroczne, to mam drobny problem bo jednocześnie poczułam się pozytywnie zaskoczona i nieco zawiedziona.

Humor jest, ale w zdecydowanie mniejszych dawkach i nie aż tak zaskakujących momentach, jak to było chociażby w Sile niższej, mojej ulubionej części cyklu. I właściwie poza momentem, gdy pewien mało rozgarnięty człowiek, widząc kozę w szaliczku w lesie, próbuje szczęścia na przeżycie przygody z dzieciństwa i nazywa ją imieniem pewnego innego bohatera książkowego, nie miałam wiele okazji, żeby uśmiechać się pod owym nosem. Jest trochę poważniej, bardziej magicznie, niż groteskowo, choć rzecz jasna Bazyl ze swoją wadą wymowy robi, co może. W książce pojawia się całkiem realny i aktualny problem związany z medycyną i światopoglądem pewnych grup ludzi, który autorka ugryzła, niejako opracowała, od nadprzyrodzonej strony. W moim odczuciu bardzo ciekawe rozwiązanie. Z bohaterów Oczu urocznych wyróżnia się Krzyś, właściciel przychodni, który jest ostoją groteski i absurdalnego humoru, którego brakowało mi w innych miejscach książki. Ten jego przestrach przed nieletnimi i słabość do słodyczy!

Podsumowując – dobrze, że autorka wychodzi nieco poza swój własny schemat pisania książki jedynie o dziwnych stworzeniach pośród zabawnych sytuacji i mówiących od rzeczy, jednak jako czytelnik, chyba potrzebuję czasu, aby do tej nowej, nie aż tak rozrywkowej wersji opowieści, się przyzwyczaić i nie czuć lekkiego rozczarowania, że nie bawiłam się aż tak dobrze, jak tego oczekiwałam. Doceniam, że autorka rozwija się i dojrzewa fabularnie, choć ja sama wciąż tkwię w lichowych króliczych bamboszkach.

Komentarze