„Medgidia. Miasto u kresu” Cristian Teodorescu

Wszystko zaczyna się od tego, że Stefenek Teodorescu wygrywa przetarg na prowadzenie restauracji przydworcowej w Medgidii, miasteczku na południowym-wschodzie Rumunii. Cała książka to taka mozaika składająca się z małych elementów i każdy z nich to jakaś historia dotycząca ludzi tam mieszkających. I tak, wśród barwnych postaci przewijających się co i raz mamy Stefanka i jego żoną Virginicę, kelnera Januszka, który pracował na transatlatyku i w Orient Expressie, a zatem zna wiele języków i wie, jak należy obsługiwać gości, majora Scipiona, wojskowego z powołania, który kilka razy stracił szansę na awans przez swoje przekonania, sędziego usiłującego pozbyć się z miasteczka faszystowskich legionów pod wodzą Steliana, Soricę czyli burdel mamę prowadzącą Dom na Wzgórzu u Łysego, żydowską lekarkę Leę i wiele, wiele innych. Niektórzy pojawiają się raz, inni są stale obecni. I wszystkie te małe historie są częścią innej, znacznie większej, kiedy to wybucha wojna, Rumunia początkowo jest sojusznikiem Niemiec, później zmienia front i współpracuje z Rosją – miasteczko zmienia więc faszystowskich legionistów na prorosyjskich komunistów.

Czytałam ten tytuł dosyć długo, ale chyba głównie dlatego, że nie chciałam się rozstawać z tymi bohaterami i ich historiami. Medgidia to miejsce, w którym obok siebie żyli bardzo różni ludzie – prawosławni i muzułmanie; Rumuni, Żydzi, Turcy i Tatarzy; faszyści i komuniści, itd. I wydaje mi się, że przez tą mieszankę mamy wrażenie, że jest zarówno bliska jak i daleka, trochę słowiańska, trochę już orientalna. Zresztą, chyba jak cała Rumunia.

To nie są ani opowiadania, ani powieść, to takie krótkie opowieści, które razem tworzą niezwykłą całość – czasami bardzo interesującą, czasami smutną i nostalgiczną, a czasami zabawną. Mimo że nie pochłonęłam tego tytułu na raz i jednym tchem, to myślę, że będzie to jedna z lektur, do której będę bardzo chętnie wracać myślami.


Interesują cię inne książki rumuńskie i o Rumunii? Zajrzyj tutaj >

Komentarze