Cykl „Kwiat paproci” Katarzyna Berenika Miszczuk

Bardziej niż omówieniem części trzeciej i czwartej (Żerca i Przesilenie) wpis ten będzie podsumowaniem i spojrzeniem na całość serii.

Cykl zaczyna się od książki Szeptucha, poznajemy wtedy Gosię Brzózkę, absolwentkę medycyny, która w ramach ostatniego zaliczenia musi odbyć praktyki u szeptuchy. Dlaczego? Otóż świat stworzony przez autorkę jest prawie taki sam jak nasz z jedną drobną zmianą. A mianowicie, że ponad tysiąc lat temu Mieszko I nie przyjął chrztu i Polska nie jest krajem chrześcijańskim, wierzy się zaś jak za starych dobrych czasów w słowiańskie bóstwa. Gosia jedzie do Bielin, wsi pod Kielcami, aby odbyć praktyki u Baby Jagi, a tam poznaje przystojnego ucznia wróża i… historia gotowa.

Kwiat paproci to seria całkowicie rozrywkowa, a więc wymagania wobec niej też nie mogą być przesadnie wygórowane. Nie można się spodziewać pełnego wyjaśnienia, co zmieniło się w naszym kraju poza samą wiarą. No bo umówmy się – nasza historia na pewno nie potoczyłaby się tak samo. Jednak autorka zamiast skupić się na tematyce polityczno-gospodarczej, kładzie nacisk na powieść obyczajową, romans z elementami fantastycznymi. No i w porządku, bierzemy to na klatę i przymykamy oko.

Mój zarzut wobec pierwszej części był taki, że trochę za mało w niej tej słowiańskości, która jest niezwykle ciekawa, a zbyt dużo romansu (do tego bohaterka co drugą stroną podkreśla jak bardzo boi się kleszczy). Druga część, Noc Kupały, nieco odparła moje ataki pod tym względem, jednak zdecydowanie zaczęła zmierzać w stronę fantastyki (co jeszcze nie jest wadą). Jeśli zaś chodzi o część trzecią i czwartą, to Gosława trochę się rozwija jako postać i w ostatnim tomie już ani razu nie wspomina o kleszczach, jednak sama fabuła niczym rozpędzony wózek wylatuje z torów i pędzi po nieboskłonie. To co autorka wymyśliła, czasami jest tak niedorzeczne, że trudno było się nie łapać za głowę lub nie przewracać oczami w trakcie słuchania audiobooka (wiem, bo tak robiłam). Z niezobowiązującego romansu z delikatną fantastyką robi się z tego horror klasy B, w którym zachowanie niektórych postaci robi się niekiedy po prostu żenujące. Pojawiają się wątki, które są typowymi zapchajdziurami, aby nabić objętość, a bez nich fabuła też dałaby sobie radę. Związek Gosi i Mieszka opiera się głównie na kolejnych scenach seksu, na zabijaniu dziwnych stworzeń i ratowaniu się z opresji. Mogę się mylić, ale w romantycznej relacji dwojga ludzi powinno pojawić się nieco więcej przyziemnych kwestii (okej, niech będzie, zastanawiała się nad meblami, to już coś przyziemnego).

Podsumowując, seria ta miała ciekawy zamysł. Wplecenie słowiańskich bóstw i pogańskich zwyczajów do życia współczesnych ludzi uważam za świetny pomysł. Niestety gdzieś po drodze autorka zmieniła koncepcję – zamiast romantycznie i nieco baśniowo każdy kolejny tytuł szedł w stronę epickiej rozpierduchy z potworami, bogami plus scenami seksu gdzie popadnie. Jedyne co ratowało ostatnie części, to poczucie humoru Gosławy i jej nieporadna zaradność (oksymoron, ale ma sens), jednak i tak czuło się zdecydowanie wymęczenie materiału. Gdybym dwie ostatnie książki czytała, a nie słuchała na audiobooku, zapewne nie dokończyłabym tego cyklu.

Poza serią pojawiła się książka Jaga, która skupia się na młodości Baby Jagi, czyli na tym, co działo się przed Kwiatem paproci. I akurat po to chętnie bym sięgnęła, bo mam wrażenie, że znalazłabym tam to, czego w ostatnich częściach serii mi zabrakło, czyli trochę więcej słowiańskiego ducha w zwyczajach, obrzędach, rytuałach.
A zatem jako niezobowiązującą lekturę na lato mogłabym polecić jedynie pierwszą część cyklu.

Komentarze