„Ojczyzna dobrej jakości. Reportaże z Białorusi”

Ten zbiór to teksty 11 autorów z Polski, Niemiec i Białorusi, którzy w ramach Stowarzyszenia Reporterów Rekolektyw i dzięki środkom Fundacji Współpracy Polsko-Niemieckiej pojechali na Białoruś, aby napisać swoje teksty.

Niestety, uważam ten zbiór za zmarnowanie potencjału. Jeśli ktoś, tak jak ja, niewiele wie o Białorusi, to z tej książki nie dowie się dużo więcej. Przekrój tematów jest różny, choć z żalem muszę przyznać, że wciąż głównym z nich jest polityka. Większość z tych tekstów wrzuca czytelnika w pewne uwarunkowania polityczno-historyczne bez wstępnego przygotowania go merytorycznie na to, o czym będzie mowa. Poza tym jest tu mydło i powidło albo groch z kapustą, co kto woli. Każdy z autorów pisał, co mu po głowie chodziło i zdecydowanie widać, że ta książka jest zbiorem pojedynczych tekstów, a nie projektem, aby pokazać polskiemu czytelnikowi współczesny obraz Białorusi. Sporo tu polityki, a zbyt mało życia codziennego, nad czym ubolewam, bo to właśnie najbardziej mnie interesowało.

Wymieniłabym jednak kilka tekstów, które w moim odczuciu są warte uwagi, chociażby ze względu na temat. Mężczyzna dobrej jakości Agnieszki Wójcińskiej to pokazanie, z czym borykają się białoruskie nowoczesne kobiety, które często szukają męża spoza swojego kraju, ponieważ nie potrafią i zwykle nie mogą polegać na swoich rodakach. Restauracja na groblach Julii Jürgens to ciekawy przypadek zacierania pamięci miejsca przez władze, naciąganie i zmienianie praw tylko po to, aby ludzie zapomnieli o masowych mordach, jakie działy się na terenie, gdzie teraz postawiono restaurację. O czym milczą pamiętniki Alony Szabuni to coś, co poniekąd znamy z własnego podwórka, a więc stawianie drogich, nikomu niepotrzebnych pomników, kiedy to ludziom przydałyby się przedszkola czy przychodnie, na które oczywiście nie ma pieniędzy, tutaj dodatkowo z wątkiem stawiania pomników Rosjanom a nie Białorusinom. Powrót na ziemię Rafała Grzeni opowiada o ludziach, którzy wyrwali się z wielkich miast, głównie Mińska, i powrócili na prawie wymarłą wieś, aby tam żyć w większej zgodzie z naturą i bez pędu za pracą i sukcesem, tzw. anastazjowcy – ekologicznie świadome jednostki czy może sekciarze? Dwa razy pojawił się też ciekawy wątek karalności za posiadanie narkotyków, ale same teksty nie za bardzo mi się podobały.

Reportaże, które wymieniłam powyżej, wydają mi się z tego zbioru najciekawsze, jednak wciąż uważam, że to trochę za mało. Nie tylko nie dają szerszego wyobrażenia o dzisiejszej Białorusi, ale także i te poruszane tematy są tylko szkicowe, lekko nakreślone. Mogła to być bardzo ciekawa lektura, a wyszła taka sobie.

Komentarze