„Ojcowie i dzieci” Iwan Turgieniew
Mikołaj Kirsanow wypatruje swojego syna, który ma przybyć do rodzinnego domu po długiej nieobecności. Gdy w końcu się pojawia, jest w towarzystwie kolegi – nihilisty – który pod względem podejścia do świata jest dla młodego Arkadiusza niejako mentorem. Ów kolega, Bazarow, zostaje na jakiś czas w domu Kirsanowów i z czasem będzie siał ferment – nie polubi się od pierwszego wejrzenia z wujem Pawłem Pietrowiczem i wzbudzi zamęt w Fieniczce, młodej kochance ojca Arkadiusza.
Nabokov w swoich Wykładach o literaturze rosyjskiej zaczyna od tego, że Ojcowie i dzieci to „nie tylko najlepsza powieść Turgieniewa, ale także jedna z najlepszych powieści XIX wieku”. Później jednak rozpisuje się dużo na temat tego, co Turgieniewowi nie wychodziło, jakie to schematy i symetrie stosuje. W ogóle mam wrażenie, że czasami w swoich stwierdzeniach bliżej mu do zwykłego hejtera, niż krytyka. „Podczas wyprawy na żaby Bazarow znalazł coś, co on sam – i Turgieniew – określa, jako rzadki okaz żuka. Właściwy termin to oczywiście gatunek, a nie okaz, i akurat ten konkretny żuk wodny nie należy do gatunku rzadkiego. Tylko ludzie, którzy nie mają pojęcia o naukach przyrodniczych, mylą okaz z gatunkiem. A w ogóle opisy łowów są u Turgieniewa dosyć słabe”. Albo: „Wszystko to jest bardzo słabe i mocno spóźnione”. To już drugi raz, poza Martwymi duszami, gdy Nabokov niespecjalnie mnie do siebie przekonuje, ale choć u Gogola można było się z nim, z jego interpretacją, zgadzać lub nie, tak tu trudno z czymś polemizować.
Dla mnie Ojcowie i dzieci to było dzieło raczej przeciętne, nie dopatrzyłam się tam niczego poza historią, którą dobrze się czyta, ale którą łatwo jest zapomnieć wśród innych dzieł literatury rosyjskiej. Bazarow dość mocno mnie irytował, bo bardziej niż nihilistę odczuwam go jako pozera. I pod tym względem zdecydowanie mógłby podać sobie rękę z Pawłem Pietrowiczem, z którym teoretycznie było mu tak bardzo nie po drodze. Obaj byli zafiksowani na temat swojego podejścia do świata i w moim odczuciu obaj ostatecznie zrozumieli, że jest to nic nie warte. Przy czym Paweł Pietrowicz był w tym przynajmniej pocieszny i uroczo staroświecki, a Bazarow po prostu irytujący. Postacią ciekawą, ale chyba jednak potraktowaną po macoszemu i jednostronnie był Mikołaj Kirsanow. „Człowiek poza nurtem życia, nie ma już nic do powiedzenia”, który zaniedbuje gospodarstwo i daje sobie wchodzić na głowę, głównie przez swą nieudolność do zarządzania.
Rządca stracił nagle ochotę do pracy i nawet zaczął tyć, jak każdy rosyjski chłop, kiedy go rozbałamucić. Gdy widział z daleka Mikołaja Pietrowicza, rzucał kawałkiem drzewa w przebiegającego obok prosiaka albo wygrażał na wpół nagiemu dzieciakowi, żeby okazać swą gorliwość; poza tym większą część czasu przesypiał.
Największą sympatię wzbudzili we mnie jednak rodzice Bazarowa, którzy kochają swego syna i są mu szczerze oddani, a jednocześnie czują przed nim pewnego rodzaju respekt.
„Mateczko – mówił do niej – przy pierwszym pobycie Jeniuszy znudziliśmy się mu trochę, teraz musimy być mądrzejsi”. Arina Własjewna zgadzała się z mężem, lecz niewiele na tym zyskiwała, widywała bowiem syna tylko przy stole i bardziej niż kiedykolwiek bała się do niego przemówić. „Jeniusza!” – mówiła niekiedy, a syn jeszcze nie zdążył się obejrzeć, gdy ona przebierała sznurkami woreczka i bąkała: „Nic, nic, ja tak tylko”, a potem szła do Wasilija Iwanowicza i mówiła do niego podparłszy policzek: „Jak by się dowiedzieć, mój kochany, co Jeniusza wolałby – kapuśniak czy barszcz?” – „Czemu go nie zapytałaś?” – „Nie chcę mu się naprzykrzać!”.
Podsumowując, jak już wspomniałam, dzieło Turgieniewa mnie nie porwało, nie wyróżniało się według mnie na tle innych, bardziej udanych powieści, ale z drugiej strony były fragmenty zabawne lub elegancko opisane pod względem wizualnym. Wykład Nabokova tym razem wiele nie wniósł, poza faktem że mogłam sobie nieco odświeżyć fabułę.
Tłumaczenie: Joanna Guze
Wydawnictwo Państwowy Instytut Wydawniczy
1981
A tu więcej o samej akcji >
Komentarze
Prześlij komentarz