„Teoria pandy” Pascal Garnier

„Teoria pandy” Pascal Garnier | fot. Jeden akapit
Mężczyzna wysiada na stacji kolejowej w pewnym francuskim mieście i zatrzymuje się w miejscowym hotelu. Poznaje właściciela knajpy, recepcjonistkę w hotelu, a także dwójkę przypadkowych ludzi. Poniekąd zostaje z nimi związany, nawiązuje z nimi więź sympatii, mimo że sam jest bardzo tajemniczy, niewiele mówi o sobie i wydaje się, że te znajomości dzieją się wokół niego, jednocześnie go nie dotykając. Są fragmenty, w których widzimy wspomnienia z jego przeszłości, jednak są one odkrywane po trochu. Wiemy, że przeżył jakąś tragedię, jednak dopiero z czasem dowiadujemy się, czego dotyczyła. 

Przede wszystkim chcę zwrócić uwagę na język, jakim posługuje się autor. Czasami niby pisze o niczym istotnym, ale te jego zdania są takie eleganckie, nie przesadnie okrągłe, ale takie, że po prostu z przyjemnością można je czytać kilkukrotnie. I to jest chyba największa zaleta tego tytułu. Jeśli chodzi o samą fabułę, to choć wydaje się ona mało porywająca na początku, to pod koniec czytelnik zostaje mocno zaskoczony rozwojem wypadków. I choć wraz z odkrywaniem przeszłości autora pewnych rzeczy możemy się spodziewać, to chyba nie do końca tego, co ostatecznie dostajemy. 

W moim przypadku po lekturze zostanie przede wszystkim wspomnienie naprawdę ciekawego stylu i przeświadczenie, że choć wcześniejszą książkę autora Jak się ma Twój ból? również czytałam, to chyba jednak ze zbyt małą uważnością. Pozostaje też pytanie co do znaczenia tytułu – dla mnie to wciąż kwestia otwarta. Myślę, że warto sięgnąć po ten tytuł, bo choć książka jest niedługa, to wzbudziła we mnie trochę emocji zarówno w warstwie językowej, jak i ostatecznie również fabularnej.

 

Cytat dla chętnych:

„Na ulicy roi się od statystów, ale nie ma publiczności, nie ma reżysera, a sztuka prawdopodobnie nie została napisana. Każdy przychodzi i odchodzi, bez wyraźnego celu, bez wskazówek, niepewnie, nie umiejąc znaleźć swojego miejsca. Być może w sposób zamierzony. Nierzadko zdarza się minąć tę samą osobę w kilku miejscach miasta, nieprzytomną, zagubioną w sobie, wyczekującą na jakiś znak, z braku objawienia. Całe miasto wydaje się przełączone na tryb czuwania. Niebo jest jakieś niezdecydowane, potrząsa chmurami, zrasza jakiś dach, to jaśnieje, to znów ciemnieje. Chmary niewidzialnych muszek drażnią siatkówkę oka. Na nic się zda odganianie ich dłonią. To wszystko bez sensu. Jeśli egzystencja jest tylko zwykłym hobby, nie ma pewności, że nastąpi jakieś jutro, a tym samym, że przeżyło się jakiekolwiek wczoraj. W taki dzień można zabić bez powodu.” (s. 91)

 

Tłumaczenie: Gabriela Hałat
Wydawnictwo Claroscuro
2018

Komentarze