„Koty” Jules Champfleury
Tytuł napisany ponad 150 lat temu przez francuskiego krytyka, pisarza, miłośnika sztuki i znawcę porcelany, który do tego znał wielu ciekawych ludzi swoich czasów. Sądziłam, że będzie to typowy przegląd kociej historii od Egiptu do czasów współczesnych autorowi, i choć początkowo na to się zanosiło, to jednak całościowy charakter dzieła jest nieco inny. Autor porusza różne kwestie związane z kotami, z obserwacji własnych i cudzych opisuje ich charaktery i zwyczaje, ale wspomina też o różnym podejściu prawnym do kotów, mówi o bardzo mało przyjemnych dla kotów ludzkich zwyczajach na noc świętojańską czy o równie okrutnych kocich organach. Na szczęście równoważy to wypowiedziami ludzi, którzy koty kochali i szanowali. Pokusił się nawet o zainscenizowanie dialogu między postaciami, które nie mogły się spotkać, ale które z pewnością o kotach mogłyby rozmawiać: „A gdyby ktoś mi zarzucił, że kazałem rozmawiać ze sobą postaciom, którym wiek nie bardzo pozwalał spotkać się w tym samym salonie, niech to zostanie wybaczone autorowi, który stara się uwolnić cytaty od tego, co w nich męczące”. I ja to bardzo szanuję. Autor w ogóle w wielu momentach przejawia nie tylko bystrość umysłu, ale i bystrość dowcipu. Trzeba jednak pamiętać, że tekst napisany w XIX wieku jest dosyć specyficzny i momentami bliżej mu do rozprawy antropologicznej czy rozważań filozoficznych niż do niezobowiązującego bajania o kotach.
Dużym i dość oczywistym plusem dla kociarza i miłośnika sztuki w jednej osobie są opisy obrazów czy rycin, a także w bardzo wielu przypadkach również ich reprodukcje. Dzięki temu dowiedziałam się o malarzu, którego nazywano „Rafaelem kotów” i którego jedna z prac zdobi okładkę polskiego wydania.
Jedynym minusem byłby mimo wszystko zbyt duży chaos w doborze tematów. Są to bardziej przemyślenia w danym kocim obszarze niż całościowo spójne dzieło. Jednak książka była momentami ciekawa i pomimo tylu lat od napisania, również nadal nadaje się do czytania.
Komentarze
Prześlij komentarz