„Bezrożec” Petr Stančík

„Bezrożec” Petr Stančík | fot. Jeden akapit
Na Cesarskiej Wyspie w Pradze w dziwnych okolicznościach giną nosorożce z hodowli i nocny stróż. Inspektora Lavabo ma rozwiązać tę zagadkę i mimo że z czasem zostaje od niej odsunięty, kontynuuje śledztwo. W tym czasie spotka wiele kobiet, spożyje wiele wymyślnych potraw i przyjdzie mu się zetknąć z mnóstwem całkowicie abstrakcyjnych sytuacji.

Twórczość Petra Stančíka poznałam już przy Młynie do mumii, a była to naprawdę dziwna lektura i miałam dość mieszane uczucia. Bezrożec początkowo podobał mi się bardzo, bo muszę przyznać, że autor potrafi pisać naprawdę eleganckie i przepiękne stylistycznie zdania, a przy tym często także dowcipne. Niektóre z nich są także popisem erudycji, przedstawiają interesującą wiedzę, zaś opisy potraw podchodzą nawet, rzekłabym, pod poezję. Potrafi też pokazać w ciekawy sposób miejsca w Pradze, niekoniecznie najbardziej oczywiste dla turysty.

Mimo to z czasem książka mnie dość mocno umęczyła. Powodem, jak sądzę, było nagromadzenie zbyt wielu absurdalnych zdarzeń, które w małej liczbie bawią, w większej – męczą. Również powtarzane kilkukrotnie seksualne ekscesy głównego bohatera i jego podejście do kobiet zaczęły mnie bardziej irytować niż bawić.

Tak że my się z Petrem Stančíkiem nie do końca zgrywamy, nie nadajemy do końca na tych samych falach – moje oczekiwania rozbiegają się nieco z tym, co autor oferuje czytelnikowi. Mimo to dla tych kunsztownych i zabawnych fraz warto niekiedy się trochę przemęczyć.

Komentarze