„Kotolotki” Ursula K. Le Guin
Tytuł ten uznawany jest za klasykę literatury dziecięcej, choć muszę przyznać, że ja o nim nie słyszałam do momentu wydania polskiej wersji kilka lat temu. Zaskoczeniem było też dla mnie, że autorką książki dla dzieci o niezwykłych kotach jest pisarka znana mi z (również klasyki) fantastyki. Pomijając jednak wiele mych zaskoczeń, muszę przyznać, że historia o kotolotkach jest dość przyjemna. Gdybym poznała ten tytuł, będąc małym dzieckiem kochającym koty, z pewnością byłaby to jedna z moich ulubionych książek dzieciństwa. Jako osoba dorosła mogę docenić oryginalność pomysłu na latające koty oraz całkiem ładne ilustracje S.D. Schindlera. Fabularnie zaś – mając na uwadze, iż książka była kierowana do znacznie młodszego czytelnika sprzed 30 lat, niemającego wiele wspólnego z pełnym bodźców i pędzącym światem – doceniam prostotę, łagodność i powolność historii. Nie ma tu niespodziewanych zwrotów akcji, choć nie brakuje momentów, gdy czytelnik może się o kotolotki lękać. Żałuję jednak, że przez te cztery części nie poznajemy więcej ich przygód, szczególnie brakowało mi rozwinięcia wątku ich relacji z dwójką małych opiekunów.
Gdy jednak przymkniemy oko na niektóre sprawy i znajdziemy małego czytelnika kochającego zwierzęta, a w szczególności koty, historia ta jest wciąż warta poznania.
Komentarze
Prześlij komentarz