„Pasażerka” Zofia Posmysz

„Pasażerka” Zofia Posmysz | fot. Jeden akapit
Czas po II wojnie światowej. Niemieckie małżeństwo podróżuje transatlantykiem do Ameryki Południowej. Poznają Amerykanina, który jest bardzo zainteresowany tym, jak Niemcy podchodzą do tego, co się wydarzyło – jak to widzą, co odczuwają jako jednostki. Jednocześnie Liza, niemiecka małżonka, dostrzega na statku osobę, którą znała z czasów wojny. Dostrzega to mąż i powoli dowiaduje się prawdy o przeszłości żony, a mianowicie że była esesmanką i strażniczką w obozie koncentracyjnym w Auschwitz. Sama Liza również przypomina sobie rzeczy, o których przez lata nie chciała pamiętać.

Wiele lat temu byłam w Teatrze Wielkim Operze Narodowej w Warszawie na operze na podstawie tego tytułu i obiecałam sobie, że kiedyś sięgnę po literacki oryginał. Autorka, która sama doświadczyła życia w obozie, oddaje głos esesmance i to jej oczami widzimy tę historię. Okazuje się, że choć pierwsza rozmowa z mężem wskazuje na to, iż Liza nie ma sobie nic do zarzucenia, to jednak z czasem uświadamia sobie powoli, że niektóre sytuacje chciała zapamiętać inaczej – proces przypominana, wyciągania zapomnianych faktów i odtwarzania sytuacji na nowo robi rysę na jej pierwszym wizerunku samej siebie sprzed lat. Gdzieś między autorefleksją Lizy śledzimy też dyskusję jej męża i Amerykanina co do odpowiedzialności Niemców jako społeczeństwa.

Choć literatury obozowej staram się unikać, gdyż bardzo ciężko takie lektury znoszę, to ten tytuł z pewnością będę polecać. Wspomnienie świetnej opery – podczas której można było usłyszeć arie zarówno po niemiecku, polsku, jak i rosyjsku – również wpłynęło na mój bardzo pozytywny odbiór tego utworu, a wersja audio, której słuchałam, pozwalała na pełniejsze wczucie się w tę historię. Z pewnością będzie to jedna z najlepszych książek przeczytanych (przesłuchanych) w tym roku.

Komentarze