„Gawędy o wilkach i innych zwierzętach” Marcin Kostrzyński

„Gawędy o wilkach i innych zwierzętach” Marcin Kostrzyński | fot. Jeden akapit
Marcin Kostrzyński jest filmowcem, operatorem kamery, ale także obserwatorem przyrody. Wiele lat kręcił filmy przyrodnicze, m.in. dla telewizji publicznej, ale pracował też przy niezwiązanych z przyrodą programach. Dziś pokazuje swoje nagrania zwierząt z ukrycia w sieci jako Marcin z Lasu i prowadzi przyrodnicze spotkania edukacyjne w szkołach.

Przed sięgnięciem po audiobooka (czytanego przez Krystynę Czubównę) nie znałam autora, ale w toku słuchania jego opowieści, poczułam, że nawiązaliśmy pewną nić porozumienia. 

Mimo że tytuł wskazuje, że będziemy skupiać się na wilkach i kilka pierwszych historii jest im poświęconych, to jednak nie są one najciekawsze, gdyż dla każdego, kto choć trochę wie o wilkach w Polsce po 1989 roku, pewne imiona są już znane. Moje serce za to skradły cztery małe pasiaczki i wszystkie inne dziki, które pojawiły się w toku opowieści – autor pokazał nie tylko ich spryt jako gatunku, ale też indywidualne cechy każdego bohatera. Już zawsze będę pamiętać, że dziki przy jedzeniu zachowują się jak wielka włoska rodzina, gdzie wszyscy jedzą i krzyczą, ale jednocześnie nikt nikogo nie słucha. Piękne były też opowieści o Ślicznotce i innych łaniach, jeleniach, szalonych wiewiórkach, których nie sposób było upilnować, aby nie wchodziły do lodówki i wielu innych dzikich zwierzętach, a także tak dla nas oczywistych jak kot czy pies. Autor przybliża też czytelnikowi, w jaki sposób kręci się dziką przyrodę, aby zarówno mieć jak najbardziej realistyczne ujęcia, jak i nie zakłócać spokoju zwierząt. Pojawiają się więc beczki zakopane w ziemi, kamuflaż, ukryte i zamaskowane kamery, a także radość z wyśnionego ujęcia, ale też mnogość konstruktorskich potworków, które jednak spełniały (w mniejszym lub większym stopniu) rolę „szpiega”. Mnóstwo jest w tych historiach humoru, ale nie brakuje też smutku, żalu czy bezsilności, a autor przyznaje, że sam musiał przejść przemianę – przejść z ciemnej strony mocy na jasną. 

Doceniam ten tytuł za dużą wrażliwość na zwierzęta, na każde z osobna i choć mogę kręcić nosem, że to było ciekawsze, a tamto mniej, to jednak mam wrażenie, że Marcin Kostrzyński pisał te historie prosto z serca i z pewnym poczuciem odpowiedzialności, by te indywidualne losy swoich bohaterów pokazać czytelnikowi, który może dzięki nim spojrzy trochę inaczej na przemykające gdzieś chyłkiem sarny czy lisy.

Komentarze