„Mała towarzyszka i dorośli” Leelo Tungal
Z racji tego, że narratorką jest rezolutna kilkuletnia dziewczynka, autorka pokazuje nam ten skomplikowany świat, czasów bardzo trudnych dla krajów włączonych do republik radzieckich, w przystępny i często zabawny sposób. Dorosłym nie raz włos się na głowie jeży, gdy słyszą wypowiedzi Leelo sklecone z różnych zasłyszanych rozmów, których była mimowolnym uczestnikiem („– Enkawude? Robota Ruskich? – zapytałam rzeczowo, choć właściwie nie miałam pojęcia, co te wyrazy znaczą. Po prostu zauważyłam, że kiedy rozmawiano o poważnych sprawach, stwierdzano zwykle: „z enkawude nie ma żartów” albo „ach, to robota Ruskich!”).
Świetnym uzupełnieniem powieści jest przytoczona na końcu biografia autorki, gdyż tam nie tylko jest więcej tła historycznego, ale też zwrócono uwagę na to, co nie do końca wybrzmiewa aż tak w samej książce – to, że autorka poniekąd dedykuje ją wszystkim, których bliscy i znajomi ucierpieli w trakcie reżimu, czyli praktycznie wszystkim estońskim (i nie tylko) rodzinom.
Mimo że mnie dziecięce spojrzenie na świat trochę męczyło i wolałabym niekiedy spojrzeć oczami osoby dorosłej, to jednak cieszę się, że książka została przetłumaczona. Daje ona wgląd w historię kraju, o którym wiemy niewiele – a szkoda, bo mamy pewną wspólnotę doświadczeń z nie tak odległej przeszłości.
Komentarze
Prześlij komentarz