„Stara Słaboniowa i spiekładuchy” Joanna Łańcucka
Tytułowa Słaboniowa musi stawiać czoło różnym czartom, wąpierzom. Jest takim Van Helsingiem, tylko w spódnicy i z polskiej wsi. Jednocześnie nie jest to fantastyka, a raczej książka z elementami realizmu magicznego. Zdecydowanie mogę polecić, ale chyba nie wszystkim. Jeśli lubisz wiejskie klimaty, niespiesznie płynący czas, a do tego nie boisz się zabobonów i dziwów, których nie da się wytłumaczyć naukowo, to książka Ci się spodoba. Dla mnie ważne było to, że mamy tu rzeczy, które były naszą kulturą ludową – wiara w Boga to jedno, ale to że czasami trzeba się opędzać przed słowiańskimi potworkami to drugie. Jedno drugiemu nie przeszkadza. Słaboniowa co i raz musi pozbywać się jakiejś szkarady, aby pomóc swojej wsi. Ale do tego mamy wplecioną jej historię, jej losy, to że właśnie za sprawą tej chrześcijańskiej pobożności właściwie stała się „czarownicą od uroków”. Naprawdę, bardzo jestem zadowolona z lektury.