„Łabędź i złodzieje” Elizabeth Kostova
Pewnego dnia doceniany artysta rzuca się z nożem na obraz w muzeum. Zostaje jednak powstrzymany i trafia pod skrzydła psychiatry, dla którego – jak dowiadujemy się już na samym początku – przypadek Roberta Olivera staje się kluczowy w karierze. Pacjent nie chce jednak podjąć dialogu z lekarzem, więc ten musi sam się dowiedzieć, dlaczego rzucił się na obraz i z jakiego powodu maluje wciąż jedną kobietę. Historia ta przeplata się także z inną, z końca XIX wieku, w której młoda mężatka zajmująca się malarstwem wchodzi w bliską relację ze stryjem swojego męża.
Uwielbiam książki z malarstwem w tle, jednak ta mnie nie zachwyciła. Myślę, że przede wszystkim przez doktora Marlowa, który jest narratorem opowieści. Jest on mało autentycznym psychiatrą – łamie wiele zasad lekarskich, zachowuje się, jakby Robert Oliver był jego jedynym pacjentem i jemu poświęca całą energię, a ostatecznie „leczy” artystę w ciągu jednej chwili i kilkoma zdaniami. Uleczenie jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Wydaje mi się, że nie do końca tak wygląda zawód psychiatry. Drugą rzeczą, która mi nie odpowiadała to nadmierne zagłębianie się w postać Roberta Olivera. Dowiadujemy się absolutnie wszystkiego o jego związkach (z żoną i kochanką), co tak naprawdę nie ma kompletnie żadnego znaczenia w odniesieniu do „tajemnicy” łączącej go z portretowaną kobietą. A ta tajemnica, powiązanie jest ostatecznie rozczarowujące – byłam pewna, że będzie między nimi jakieś pokrewieństwo albo inna skomplikowana relacja. A tu – obsesja była po prostu obsesją. Pojawiało się też sporo niezręczności – zarówno fabularnych, jak i dialogowych. Były momenty w trakcie słuchania audiobooka, kiedy chciałam przewrócić oczami i ukryć zażenowanie na swej twarzy. To co było na plus to fragmenty techniczne związane z malarstwem – sposoby nakładania farb, ustawianie kadrów – ciekawe i wyważone. Całość była jednak raczej nieciekawa, a wszystkie wielkie tajemnice nie sprowokowały żadnego dreszczyku podniecenia przy rozwiązaniu. Krótko mówiąc, zaliczyłabym ten tytuł do rozczarowań.
Uwielbiam książki z malarstwem w tle, jednak ta mnie nie zachwyciła. Myślę, że przede wszystkim przez doktora Marlowa, który jest narratorem opowieści. Jest on mało autentycznym psychiatrą – łamie wiele zasad lekarskich, zachowuje się, jakby Robert Oliver był jego jedynym pacjentem i jemu poświęca całą energię, a ostatecznie „leczy” artystę w ciągu jednej chwili i kilkoma zdaniami. Uleczenie jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Wydaje mi się, że nie do końca tak wygląda zawód psychiatry. Drugą rzeczą, która mi nie odpowiadała to nadmierne zagłębianie się w postać Roberta Olivera. Dowiadujemy się absolutnie wszystkiego o jego związkach (z żoną i kochanką), co tak naprawdę nie ma kompletnie żadnego znaczenia w odniesieniu do „tajemnicy” łączącej go z portretowaną kobietą. A ta tajemnica, powiązanie jest ostatecznie rozczarowujące – byłam pewna, że będzie między nimi jakieś pokrewieństwo albo inna skomplikowana relacja. A tu – obsesja była po prostu obsesją. Pojawiało się też sporo niezręczności – zarówno fabularnych, jak i dialogowych. Były momenty w trakcie słuchania audiobooka, kiedy chciałam przewrócić oczami i ukryć zażenowanie na swej twarzy. To co było na plus to fragmenty techniczne związane z malarstwem – sposoby nakładania farb, ustawianie kadrów – ciekawe i wyważone. Całość była jednak raczej nieciekawa, a wszystkie wielkie tajemnice nie sprowokowały żadnego dreszczyku podniecenia przy rozwiązaniu. Krótko mówiąc, zaliczyłabym ten tytuł do rozczarowań.