„W ciemność” Anna Bolavá

Anna zbiera zioła, kwiaty, liście i choć pracuje też jako tłumaczka, to od wiosny żyje właściwie tylko tym, aby zebrać ich jak najwięcej, wysuszyć je i zawieźć do skupu. Jednocześnie jej ciało jest trawione przez jakąś nienazwaną chorobę, która coraz bardziej się nasila, objawiają się także przywidzenia i stopniowe szaleństwo.

Mam mieszane uczucia względem tego tytułu, bo czytałam wiele pozytywnych recenzji i zachwytów, z którymi nie do końca potrafię się szczerze zgodzić. Bohaterka jest „rusałką”, związaną blisko z naturą, wie, kiedy pojawiają się jakie zioła i rośliny, bez trudu wie, gdzie je znaleźć, a także potrafi współodczuwać cierpienie powalonej przez piorun lipy, choć nie do końca potrafi być empatyczna wobec ludzi. Wydaje mi się, że bardziej niż przyroda, czy cokolwiek innego, interesuje ją po prostu obsesja zbierania, tego ile uda jej się zawieźć do skupu. Czy książka jest o samotności? Może tak, ale Anna nie wydaje się bardzo nią przejmować, raczej jest ona jej obojętna. Czasami myśli, że powinna się po prostu pokazać ludziom. Czy jest o szaleństwie? To z pewnością. Między wierszami dowiadujemy się o jej życiu, rodzinie, o sprawach, które mogły pogłębić jej chorobę. Ciężko jednak stwierdzić, czy jest to choroba bardziej fizyczna czy raczej psychiczna. Najpewniej jedno i drugie.

Książka ta była dla mnie nieco intrygująca i mocno dziwna, nieco magiczna, jednak nie zachwyciła mnie aż tak bardzo. Może patrzyłam zbyt płytko?