„Dumanowski” Wit Szostak
Książka stanowi biografię fikcyjnej postaci, Józafata Dumanowskiego, a przy tym także nieco alternatywną historię Polski pomiędzy trzecim rozbiorem a odzyskaniem niepodległości. Większość wydarzeń ma miejsce w Krakowie, a raczej czymś dumnie nazwanym Republiką Krakowską – teoretycznie niezależna plamka na mapie podzielonej pomiędzy zaborców Polski.
W pierwszej kolejności muszę powiedzieć, że przez książkę nie płynie się aż tak lekko, ponieważ żywot Dumanowskiego jest rzeczywiście oddany w sposób nieco kronikarski, a przy tym momentami nużący. Liczne wersje wydarzeń z jego życia mogą być plusem, ale też minusem, a jego w pewnych okresach monotonne życie wprowadza pewne dłużyzny.
Mimo wszystko książka pod wieloma względami jest ciekawa, obfituje w pewne tropy, skłaniające do przemyśleń. Józafat z jednej strony jest najlepszym, co przydarzyło się w Krakowie, jest długowiecznym Ojcem Republiki, szanuje się go, stawia się mu pomniki i nazywa ulice jego imieniem, sam też służy pomocą mieszkańcom i przyjaciołom, do których należą m.in. Adam Mickiewicz i Juliusz Słowacki. Z drugiej jednak strony czuję, że jest on pewnego rodzaju uosobieniem niemocy, marazmem, bo czyż swoimi dobrymi uczynkami Dumanowski w pewien sposób nie zaszkodził kulturze polskiej? Czy to nie między innymi przez niego Słowacki nie stworzył w swoim życiu niczego, ale za to został finansistą, a Mickiewicz, choć co prawda napisał Dziady, to czy o mesjaszu narodów nie prawił z ambony zamiast z kart swych dzieł? I czy to nie jemu Józafat zabrał zaszczytne miejsce pod Sukiennicami na wprost ulicy Siennej z wyrytym napisem? Znamienne jest dla mnie też to, że Józafat żyje 123 lata, dokładnie wtedy, gdy Polski nie ma na mapie, a wraz z odzyskaniem niepodległości umiera, co stanowi dla mnie kolejny niejasny dowód na potwierdzenie mojej tezy, że jest bardziej metaforą. Jest dla ludzi postacią pełną wspaniałych pomysłów i niezwykłych zdolności, będącą w wielu miejscach na raz i przyczyniającą się do partyzantki – taki Jára Cimrman i Zorro w jednym. I z drugiej strony kronikarze piszą, że to bardziej spokojna i przewidywalna postać, niż się wszystkim wydaje. Jest więc jakimś uosobieniem bohatera narodowego, którego Polska (a może Kraków jako mała ojczyzna?) zawsze chciała mieć, a jednocześnie odbiera cały splendor tym, którzy w rzeczywistości czymś się zapisali w historii.
Podsumowując, tak jak pisałam na początku, choć sama postać Dumanowskiego i jego dzieje nie wydają się na pierwszy rzut oka ciekawe, to próby rozszyfrowania, o cóż autorowi chodziło, gdy tworzył tak nieoczywistą postać i co można odczytać w tej głębszej warstwie, potwierdzają, że było warto. Swoją drogą książka może być też ciekawa dla miłośników Krakowa. Sporo jest takich topograficznych smaczków, więc dla kogo Kraków nie jest całkiem obcym miastem, może je bez problemu wyłapać.
Książkę tę czytałam w ramach mojej akcji #czytajmyrazem2019, a moją współczytającą była Iwona z instagrama.
W pierwszej kolejności muszę powiedzieć, że przez książkę nie płynie się aż tak lekko, ponieważ żywot Dumanowskiego jest rzeczywiście oddany w sposób nieco kronikarski, a przy tym momentami nużący. Liczne wersje wydarzeń z jego życia mogą być plusem, ale też minusem, a jego w pewnych okresach monotonne życie wprowadza pewne dłużyzny.
Mimo wszystko książka pod wieloma względami jest ciekawa, obfituje w pewne tropy, skłaniające do przemyśleń. Józafat z jednej strony jest najlepszym, co przydarzyło się w Krakowie, jest długowiecznym Ojcem Republiki, szanuje się go, stawia się mu pomniki i nazywa ulice jego imieniem, sam też służy pomocą mieszkańcom i przyjaciołom, do których należą m.in. Adam Mickiewicz i Juliusz Słowacki. Z drugiej jednak strony czuję, że jest on pewnego rodzaju uosobieniem niemocy, marazmem, bo czyż swoimi dobrymi uczynkami Dumanowski w pewien sposób nie zaszkodził kulturze polskiej? Czy to nie między innymi przez niego Słowacki nie stworzył w swoim życiu niczego, ale za to został finansistą, a Mickiewicz, choć co prawda napisał Dziady, to czy o mesjaszu narodów nie prawił z ambony zamiast z kart swych dzieł? I czy to nie jemu Józafat zabrał zaszczytne miejsce pod Sukiennicami na wprost ulicy Siennej z wyrytym napisem? Znamienne jest dla mnie też to, że Józafat żyje 123 lata, dokładnie wtedy, gdy Polski nie ma na mapie, a wraz z odzyskaniem niepodległości umiera, co stanowi dla mnie kolejny niejasny dowód na potwierdzenie mojej tezy, że jest bardziej metaforą. Jest dla ludzi postacią pełną wspaniałych pomysłów i niezwykłych zdolności, będącą w wielu miejscach na raz i przyczyniającą się do partyzantki – taki Jára Cimrman i Zorro w jednym. I z drugiej strony kronikarze piszą, że to bardziej spokojna i przewidywalna postać, niż się wszystkim wydaje. Jest więc jakimś uosobieniem bohatera narodowego, którego Polska (a może Kraków jako mała ojczyzna?) zawsze chciała mieć, a jednocześnie odbiera cały splendor tym, którzy w rzeczywistości czymś się zapisali w historii.
Podsumowując, tak jak pisałam na początku, choć sama postać Dumanowskiego i jego dzieje nie wydają się na pierwszy rzut oka ciekawe, to próby rozszyfrowania, o cóż autorowi chodziło, gdy tworzył tak nieoczywistą postać i co można odczytać w tej głębszej warstwie, potwierdzają, że było warto. Swoją drogą książka może być też ciekawa dla miłośników Krakowa. Sporo jest takich topograficznych smaczków, więc dla kogo Kraków nie jest całkiem obcym miastem, może je bez problemu wyłapać.
Książkę tę czytałam w ramach mojej akcji #czytajmyrazem2019, a moją współczytającą była Iwona z instagrama.
Komentarze
Prześlij komentarz