„Zamieć” Władimir Sorokin

Doktor Garin musi się dostać do małej miejscowości, aby podać chorym drugą szczepionkę. Tamtejsi mieszkańcy borykają się z epidemią dziwnej choroby. Dla doktora liczy się czas, dlatego mimo potwornej śnieżycy i braku dostępności państwowych koni do zmienienia, decyduje się wyruszyć w dalszą drogę wraz z chłopem Chrząkałą i jego gromadką malutkich koni.

W książce tej sporo jest elementów realizmu magicznego. Nie tylko już na samym wstępie bohater podróżuje w wozie zaprzężonych w kilkadziesiąt małych, niczym psy, koni, ale także poznaje bardzo małego młynarza, widzi olbrzyma i spędza sporo czasu w namiocie witaminderów posiadających niezwykłe umiejętności. Sama epidemia też jest dosyć niezwykła i trudna do wytłumaczenia, ponieważ między słowami dowiadujemy się, jakoby miała wpływać także na zmarłych. W moim odczuciu książka miała naprawdę spory potencjał na niezwykłą historię, ale ogromną część tej małej objętościowo książki zajmuje ciągła naprawa wozu, którym jadą bohaterowie, problemy ze znalezieniem drogi, gubienie się i odnajdywanie na trasie. To wszystko nieco nuży i niczym bohaterowie książki mamy już szczerze dosyć tej zamieci, tych ciągłych przykrych wypadków i niemożności dojechania do celu podróży. I choć ta delikatna baśniowość elementów historii była niekiedy bardzo intrygująca, to całościowo książka, co z żalem muszę przyznać, wypada raczej średnio.

Komentarze