„O kotach” razy dwa

Walentynki można obchodzić lub nie, w zależności od podejścia do okazywania uczuć na akord, ale jak tu nie obchodzić Światowego Dnia Kota? ;) Tym razem sięgnęłam po dwa tytuły wydane w 2018 roku, oba o tytule O kotach.

O kotach wydane przez wydawnictwo Czarne jest zbiorem sześciu dość krótkich opowiadań różnych autorów (Stefan Chwin, Małgorzata Rejmer, Paweł Sołtys, Olga Drenda, Piotr Siemion, Piotr Paziński), zapewne deklarujących się jako kociarze. Wydaje mi się, że wobec tego typu zbiorów poświęconych czworonogom, ma się pewne dość konkretne oczekiwania. Najważniejszymi bohaterami mają być zwierzęta, nie ludzie, może być łzawo, ale raczej powinny to być treści podnoszące na duchu, raczej przyjemne, bo każdy kociarz (czy psiarz, bo powstał też zbiór O psach) traktuje tego typu tytuły jako pewnego rodzaju rozrywkę. Wszystkie te warunki w moim odczuciu spełniły tylko dwa opowiadania. Paweł Sołtys pokazała historię dziadka narratora, który miał bardzo wiele cech wspólnych z kocurem mieszkającym u staruszków i z którym bardzo dobrze się rozumiał, wręcz się dopełniali. Olga Drenda opisała pokrótce dwa okresy w swoim życiu, które przypadały na dwa zupełnie różne koty. Są to bardzo osobiste i bystre obserwacje kocich charakterów, które wszystkim ludzkim współlokatorom kotów nie są obce. Na nieco mniejsze (ale jednak) uznanie zasługuje także opowiadanie Małgorzaty Rejmer, które niestety jest bardziej o ludziach i ich relacjach, niż o kotach, ale ma w sobie nutkę kociej tajemnicy. Co do pozostałych: jedno słabe i niedopracowane, drugie dziwne, trzecie okropne i autentycznie było mi po nim niedobrze. Dlatego zbiór oceniam dość nisko, odwrotnie proporcjonalnie do ceny za te sześć opowiadań cieńszych od okładki, jaką zażyczył sobie wydawca.

Drugie O kotach to moje pierwsze spotkanie z Bukowskim i choć wiem od dawna, że raczej nie ma szans, żebyśmy się z tym pisarzem polubili, to przyznam, że momentami bardzo trafnie ujmował w słowach kocią naturę (jak w utworze pt. Czytelnik):

„kot nasrał mi w archiwum
wlazł do skrzynki po pomarańczach
Golden State Sunkist
i nasrał na wiersze
same oryginały
przeznaczone dla uniwersyteckich archiwów.

ten jednouchy tłusty czarny krytyk
skreślił mnie.”

(s. 47, wersja elektroniczna)

Najbardziej podobały mi się teksty, które pisał z myślą o swoich konkretnych kotach. Większość z nich miała bardzo bogate życiorysy. Czuło się w jego utworach, że darzy je sympatią i poniekąd szacunkiem.

„Zezowaty kot bez ogona przyszedł pod drzwi, więc go wpuściliśmy. Stare różowe ślepia. To dopiero facet. Zwierzęta budzą natchnienie. Nie potrafią kłamać. Są jak siły przyrody. Od telewizji w pięć minut jestem chory, a na zwierzę mogę patrzeć godzinami, widząc w nim tylko grację i chwałę – życie, jakie powinno być.” (s. 51, wersja elektroniczna)

Zatem mimo że początek tego zbioru trochę mnie zmęczył (a może raczej zobojętnił?), to ostatecznie uważam, że Charles Bukowski piszący wiersze o kotach nie jest taki straszny, jak go malują.



Za mało Wam kocich książek? Może przeczytacie mój wcześniejszy wpis o trzech innych książkach poświęconych kotom? Jedna powieść i dwa zbiory wspomnień. Zajrzyjcie >

A może przypadkiem czytacie po czesku? Co powiecie na zbiór opowiadań o kotach czeskiej autorki? Zajrzyjcie także >

Komentarze