Kocie tytuły na dzień kota – „Odyseja kota imieniem Homer", „O kotach”, „Dewey. Wielki kot w małym mieście”
Co
tam walentynki – dzisiaj jest prawdziwe święto! Z okazji Dnia Kota
życzę wszystkim kociarzom – ale także psiarzom i sympatykom wszystkich
innych zwierząt, niekoniecznie czworonożnych i futerkowych – i ich
pupilom wszystkiego najlepszego!
A w kontekście książek to polecam trzy z mojej kociej półki.
Odyseja kota imieniem Homer Gwen Cooper może nie jest napisana jakimś niesamowitym literackim językiem, ale za to opowiada wzruszającą historię kota, który od małego nie widział i tego, jak radził sobie w świecie bez zmysłu wzroku, który przecież dla kotów jest niesamowicie ważny. Pamiętam, że najbardziej podobała mi się historia, jak zawsze zakradał się do drugiej kotki - zawsze od przodu - bardzo cichutko, tak że nie mogła go przecież słyszeć. A ona przez ten cały czas patrzyła na niego trochę jak na oszołoma i w końcu, gdy był już bardzo blisko dawała mu po łbie łapą. A on zawsze miał wyraz pyszczka, jakby myślał „Nie rozumiem. Przecież byłem tak cicho”. Dużo historii miłych, ale kilka też strasznych i mrożących krew w żyłach.
O kotach Doris Lessing zdecydowanie wyróżnia się wśród tych trzech literackim stylem. W końcu napisana przez noblistkę. Są to opowieści o jej dwóch kotkach, takie codzienne sprawy, ale także rozmyślania nad różnymi życiowymi sprawami, zainspirowane obserwowaniem kotów. Utrwalił mi się fragment, jak wysterylizowana kotka zobaczyła dzieci swojej koleżanki kotki. Autorka opisuje całe to zajście i stwierdza, że kotka przejawiła pewną melancholię, możliwe poczuła żal nad tym, że ona nie jest i nie będzie matką.
I na koniec Dewey. Wielki kot w małym mieście Vicki Myron i Breta Wittera. To jest totalny must read dla każdego kociarza, który do tego jest książkoholikiem. Historia kota, który mieszkał w bibliotece. Teraz koty w księgarniach nawet nie są niczym niezwykłym, ale Dewey był prawdopodobnie jednym z pierwszych. Zabawna i niezwykle wzruszająca historia, jak kot potrafi inspirować ludzi do działania, do okazania miłości i otworzenia się na innych.
A w kontekście książek to polecam trzy z mojej kociej półki.
Odyseja kota imieniem Homer Gwen Cooper może nie jest napisana jakimś niesamowitym literackim językiem, ale za to opowiada wzruszającą historię kota, który od małego nie widział i tego, jak radził sobie w świecie bez zmysłu wzroku, który przecież dla kotów jest niesamowicie ważny. Pamiętam, że najbardziej podobała mi się historia, jak zawsze zakradał się do drugiej kotki - zawsze od przodu - bardzo cichutko, tak że nie mogła go przecież słyszeć. A ona przez ten cały czas patrzyła na niego trochę jak na oszołoma i w końcu, gdy był już bardzo blisko dawała mu po łbie łapą. A on zawsze miał wyraz pyszczka, jakby myślał „Nie rozumiem. Przecież byłem tak cicho”. Dużo historii miłych, ale kilka też strasznych i mrożących krew w żyłach.
O kotach Doris Lessing zdecydowanie wyróżnia się wśród tych trzech literackim stylem. W końcu napisana przez noblistkę. Są to opowieści o jej dwóch kotkach, takie codzienne sprawy, ale także rozmyślania nad różnymi życiowymi sprawami, zainspirowane obserwowaniem kotów. Utrwalił mi się fragment, jak wysterylizowana kotka zobaczyła dzieci swojej koleżanki kotki. Autorka opisuje całe to zajście i stwierdza, że kotka przejawiła pewną melancholię, możliwe poczuła żal nad tym, że ona nie jest i nie będzie matką.
I na koniec Dewey. Wielki kot w małym mieście Vicki Myron i Breta Wittera. To jest totalny must read dla każdego kociarza, który do tego jest książkoholikiem. Historia kota, który mieszkał w bibliotece. Teraz koty w księgarniach nawet nie są niczym niezwykłym, ale Dewey był prawdopodobnie jednym z pierwszych. Zabawna i niezwykle wzruszająca historia, jak kot potrafi inspirować ludzi do działania, do okazania miłości i otworzenia się na innych.