„Dziecko Odyna”, „Zgnilizna”, „Evna” Siri Pettersen (Krucze pierścienie 1, 2, 3)

Dziś dwa słowa o trylogii Krucze pierścienie autorstwa Siri Pettersen, norweskiej autorki. W skład wchodzą tytuły: Dziecko Odyna, Zgnilizna oraz Evna.

Pokrótce o fabule. Hirka żyje w krainach Ym, w których to mieszkańcy wyglądają jak ludzie, ale dodatkowo mają ogony. Ona jako jedyna tego ogona nie ma, ojciec mówił jej, że ogryzły go wilki, gdy była mała. Prawda jest jednak taka, że Hirka nie pochodzi z miejsca, w którym się wychowała. Dodatkowo krainy Ym podobnież zaczynają nawiedzać tzw. ślepi, istoty blade, o zamglonych oczach i ze szponami, których wszyscy się boją, ale nikt tak naprawdę nie wie, kim są i skąd przybywają. Rządząca Rada, a także zwykli ludzie, są prawie zgodni co do tego, że aby nie dopuścić do inwazji ślepych należy pozbyć się Hirki z krain Ym, ponieważ jest ślepa na ziemię, bezogoniasta, jest dzieckiem Odyna, człekiem i na pewno przenosi zgniliznę. Ogólnie zło tego świata. A Hirka jest zwykłą dziewczyną, która nie rozumie, dlaczego urodziła się taka, jaka się urodziła i nie wie nic o swoich domniemanych powiązaniach ze ślepymi, którymi całe dzieciństwo ją straszono. A co więcej z tej historii wynika, już Wam nie powiem.

Jeśli chodzi o pierwszą część Dziecko Odyna byłam trochę sceptycznie nastawiona. Czułam niedosyt, że autorka mało powiedziała o ślepych, o krainach Ym, o ich historii i tego, jak wyglądało ich powstanie, o Widzącym, którego wyznawcami byli wszyscy Ӕtlingowie. Wydawało mi się, że można było powiedzieć więcej.


Druga część Zgnilizna była już ciekawsza, bo wreszcie dostałam informacje o pochodzeniu Hirki, co się wydarzyło na początku wiele lat temu i co jeszcze może ją czekać. Mamy przedstawioną historię równolegle w różnych miejscach – z punktu widzenia Hirki i Rimego, który próbuje zaprowadzić porządek w krainach Ym. 


W trzeciej Evnie wszystkie elementy się wyjaśniają. Dowiadujemy się co się stało dokładnie, jakie były polityczne i rodzinne zatargi.
Evna zdecydowanie mnie porwała. Mamy tutaj mnóstwo rytuałów, nie tyle magicznych, ale opartych na mocy krwi - krwi pierwszych, krwi kruka - na jej symbolice. Czuć w fabule, że jest to powiew takiej północnej niezwykłości, bliższej nordyckim bogom, niż jakimś leśnym elfom. Nie tyle magii, ile mocy ziemi. Nie pięknej, kolorowej, szczęśliwej, ale brudnej, zimnej, nieokiełznanej. Naprawdę jestem bardzo zadowolona, że po pierwszy tomie zdecydowałam się czytać dalej, bo teraz uważam, że to jedna z lepszych serii fantastycznych, jaka ostatnio wpadła mi w ręce. Miłości tu za dużo nie uraczycie, chyba że w postaci ogromnej tęsknoty.