„Osiem gór” Paolo Cognetti

Opowieść zaczyna się, kiedy Pietro, jako 11-letni chłopiec, na okres wakacji przeprowadza się z Mediolanu do Grany, wsi pod górami. Wraz z ojcem rusza na szlaki, a wraz z synem górali poznaje inne ciekawostki, jakie kryją w sobie góry. Będzie do tego miejsca wracał przez całe życie, choć z pewnymi przerwami, a góry za każdym razem pozwolą mu zrozumieć coś, czego nie rozumiał wcześniej.

To jedna z tych książek, w której nie dzieje się dużo. To opowieść bardziej o miejscu, o tym, jak dokładnie można przyglądać się przyrodzie, jakie szczegóły można wyciągnąć z pozornie zwykłego krajobrazu. W moim odczuciu to też książka o miłości do gór, która przejawia się na trzy różne sposoby. Ojciec Pietra pragnął góry zdobywać i dzięki temu czuć się dumny z siebie samego, ze swoich osiągnięć, uczynić z gór kompana. Bruno, góralski chłopiec, kochał góry jako swoje miejsce na ziemi i choć mogłoby się wydawać, że młody chłopak powinien marzyć o ucieczce gdzieś, gdzie czekają na niego jakiekolwiek perspektywy, to jednak on pozostaje wierny swoim korzeniom. I w końcu Pietro, narrator, który początkową niechęć do gór i lęk wysokości przekuł w coś innego, w potrzebę samotności i podróżowania, poznawania miejsc, gdzie cywilizacja nie odcisnęła jeszcze tak dużego piętna. Bo to góry są tu głównym bohaterem – łąki, lasy, strumień, lodowiec, światło ślizgające się po zboczach, śnieg, kozice i koziorożce. Komu nie są obce wędrówki po górach i zachwyty nie tylko nad spektakularnymi widokami, ale też małymi urokliwymi miejscami, gdzie to nie człowiek jest najważniejszy, poczuje podczas czytania nieodpartą tęsknotę, aby rzucić to wszystko i zamieszkać w domku w górach. Ja poczułam.



Cytat dla chętnych:

🔹🔹🔹🔹
– Popatrz na ten potok. Widzisz? – powiedział. – Załóżmy, że woda to czas, który płynie. Jeśli tu, gdzie my jesteśmy, jest teraźniejszość, to gdzie jest przyszłość?
Zastanowiłem się. Pytanie wydawało się proste. Dałem najbardziej oczywistą odpowiedź:
– Przyszłość jest tam, gdzie płynie woda, w dole.
– Błąd
orzekł ojciec. – Na szczęście. (...)
Wieczorem nie mogłem zasnąć. (...) Żeby się uspokoić, zająłem głowę myślami. Przypomniałem sobie potok: kaskadę, zbiornik, pstrągi poruszające ogonami, by trwać w miejscu, płynące z prądem liście i małe gałęzie. I pomyślałem o pstrągach atakujących błyskawicznie swoją zdobycz. Zaczynałem coś rozumieć, a mianowicie, że dla rzecznej ryby wszystko przychodzi z góry: owady, gałązki, liście, po prostu wszystko. Dlatego patrzy w górę, oczekując na to, co ma przyjść. Jeśli miejsce, w którym zanurzasz się w potoku, to teraźniejszość, myślałem, to przeszłością jest woda, która przepłynęła i podążyła w dół, gdzie już nic dla ciebie nie ma, zaś przyszłość to woda spływająca z wysoka, niosąca ze sobą niebezpieczeństwa i niespodzianki. Przeszłość jest w dolinie, przyszłość w górze. Tak powinienem był odpowiedzieć ojcu.”

(s. 23, 34)
🔹🔹🔹🔹

Komentarze