„Matei Brunul” Lucian Dan Teodorovici

Koniec lat 50. w Rumunii, w miejscowości Jassy. Brunul zajmuje się kukiełkami w miejscowym teatrze lalkowym, sam posiada kukiełkę, którą nazywa Bazylkiem. Wiedzie dosyć spokojne życie, jednak nie pamięta, co się działo przez ostatnie 20 lat. Ostatnim jego wspomnieniem jest wyjazd z rodzicami do Włoch, do rodziny matki pod koniec lat 30. Jedyne co posiada z przeszłości, to tekst o marionetkach napisany własną ręką, którego ani nie pamięta, ani specjalnie nie rozumie oraz kupon potwierdzający, że wpłacił jakąś kwotę na rzecz swojego państwa. Opiekuje się nim towarzysz Bojin, reprezentant partii komunistycznej, która pomogła Brunulowi powrócić do społeczeństwa po jego domniemanych i mglistych przewinieniach z przeszłości.

Narracja książki idzie dwutorowo, z jednej strony mamy koniec lat 50. i całkowicie zagubionego Brunula, który próbuje odkryć nieco więcej ze swojej przeszłości, a z drugiej powracamy do nastoletniego Brunona, którego rodzice w obawie przed polityczną zawieruchą wyjeżdżają do Włoch. Tam chłopak zdobywa wiedzę i wykształcenie związane z lalkarstwem, ale po kilku latach wraca do Rumunii i zostaje wciągnięty w machinę komunizmu, propagandy, nieprawdziwych oskarżeń, niesprawiedliwych sądów, ciężkich doświadczeń w wielu więzieniach. Im bardziej narracja z przeszłości przybliża się do tej bardziej współczesnej, tym lepiej czytelnik rozumie niejednoznaczność zachowań ludzi, którzy pomagają Brunulowi.

Tytuł ten zrobił na mnie spore wrażenie, które wciąż trudno mi opisać słowami. Podczas czytania przypomniał mi się cytat, który pojawia się w filmie Ghost in the Shell: „Człowiek jest marionetką tańczącą na scenie, jego życie i śmierć wiszą na włosku”. W ogóle temat marionetki, lalki, którą ktoś kieruje, jest tutaj bardzo znaczący i nie tylko w dosłowny sposób, za sprawą Bazylka, ale też metaforycznie. Nie tylko Brunul jest marionetką w rękach partii, ale także towarzysz Bojin, który mimo iż wyrobił w sobie dwie różne prawdy (niekiedy obiektywnie ze sobą sprzeczne, ale obie równie prawdziwe w jego umyśle), przejawia od pewnego momentu niezrozumienie dla poczynań swych przełożonych i po prostu wypełnia polecenia. W tę koncepcję także wpisują się metody z np. więzienia z Pitești, kiedy to jeden z więźniów musi się stać katem dla towarzyszy. I myślę, że w tym wypadku okładka niezwykle trafnie oddaje sens książki – tego, że każdy w reżimie komunistycznym jest marionetką. Przypomina mi to fragment jednego z opowiadań ze zbioru Nostalgia, w którym bohater mówi o tym, że ma on w głowie marionetkarza, który nim kieruje, a także że on jest marionetkarzem, dla kogoś, w czyjej głowie siedzi. Matei Brunul to książka, którą po przeczytaniu trzeba przetrawić. Mówi o okrucieństwie ludzkim, które eskaluje, gdy tylko da mu się taką możliwość i jak autor pisze we wstępie dla polskich czytelników, choć ta opowieść jest zmyślona, to niektóre postaci, wydarzenia i chociażby sposoby traktowania więźniów są jak najbardziej prawdziwe. W moim odczuciu naprawdę warto przeczytać.


Interesują cię inne książki rumuńskie i o Rumunii? Zajrzyj tutaj >

Komentarze