„Helisa” Marc Elsberg
Historia zaczyna się od niespodziewanej śmierci sekretarza stanu USA, kukurydzy, która się nie zmarnowała i ucieczki dziewczyny ze szkoły, aby dojść do genetycznie modyfikowanych dzieci, które nie tylko są wyższe, szybsze, ładniejsze, ale także znacznie bystrzejsze, niż ich twórcom mogłoby się wydawać (miałam wrażenie, że to trochę Park Jurajski w wersji z ludźmi zamiast dinozaurów i w sumie można by tu znaleźć kilka wspólnych elementów). Kto lubi trzymające w napięciu sensacje, kto nie zgrzyta zębami na słowa „od tego może zależeć los całej ludzkości” i nadmierne podkreślanie, że Stany Zjednoczone Ameryki są najpotężniejszym krajem na świecie, ten z pewnością będzie się dobrze bawił podczas lektury. Jest tu sporo strawnie podanej i z pewnością bardzo uproszczonej wiedzy z zakresu biotechnologii czy właśnie genetyki, widać, że autor trochę postarał się o research. Sam pomysł wydaje mi się dość ciekawy, jednak nieco zmęczyły mnie te wszystkie sensacyjne wątki - siedzenie w centrum dowodzenia i mówienie innym nieznoszącym sprzeciwu tonem, co mają robić, pościgi, porwania, śledzenia, pełne napięcia negocjacje. Także zakończenie niespecjalnie mnie usatysfakcjonowało. Książki słuchałam w formie audiobooka, dlatego podczas lektury mogłam zajmować się innymi czynnościami i wydaje mi się, że właśnie na taką okoliczność będzie to dobry tytuł.
Komentarze
Prześlij komentarz