„Hyperion”, „Upadek Hyperiona” Dan Simmons

„Hyperion” Dan Simmons | fot. Jeden akapit
Konsul, żołnierz, detektyw, uczony, ksiądz, poeta, templariusz – siedem osób wyrusza na pielgrzymkę na planetę Hyperion, aby spotkać się z istotą zwaną Chyżwarem, która istnieje trochę w poprzek czasu. Każdy z uczestników ma inną motywację do tej wyprawy i podczas podróży słuchamy ich historii. Autor nie tłumaczy nam od razu, jak działa świat, w którym momencie dziejów jesteśmy, o co w tym wszystkim chodzi. Czytelnik dowiaduje się o tym wszystkim z czasem, w miarę poznawania kolejnych opowieści, a zatem nie jest zarzucony faktami, raczej początkowo czuje się nieco zagubiony. Pierwsza część, Hyperion, kończy się właściwie w momencie tuż przed dotarciem bohaterów do grobowców czasu. Upadek Hyperiona ma szerszą perspektywę, gdyż nie tylko śledzimy pielgrzymów, ale jednocześnie fabuła prowadzi czytelnika do szczytów władzy w Hegemonii i potyczek ze zbliżającymi się intruzami.

Uznałam, że warto umówić obie części razem, gdyż dotyczą jednak jednej, wydaje mi się, dość zamkniętej całości (kolejne tomy cyklu to zupełnie inne historie). Science fiction to nie jest mój gatunek i zawsze, gdy sięgam po coś z tej półki literatury, wiem, że będzie to dla mnie wyjście poza strefę komfortu. Co do pierwszej części Hyperiona, uważam, że to jedna z lepszych historii sci-fi, jakie czytałam. Większość opowieści pielgrzymów jest niezwykle ciekawa i bardzo zróżnicowana. Wśród moich ulubionych wymieniłabym historię jezuity (opowiadanej przez księdza), który wyrusza w dzikie ostępy planety, aby znaleźć pewne plemię, które nie umiera, a także relację z życia córki uczonego, która badała grobowce czasu i pola antyentropiczne, co jednak skończyło się wypadkiem całkowicie odmieniającym zarówno życie jej, jak i rodziców. Poprzez te opowieści czytelnik odkrywa, jak działa świat przedstawiony, powoli rozumie jego zależności i zasady.

„Upadek Hyperiona” Dan Simmons | fot. Jeden akapit
Jeśli chodzi zaś o Upadek Hyperiona, to jestem zdecydowanie mniej optymistycznie nastawiona. Pojawia się tu interesująca postać, będąca odtworzoną osobowością XIX-wiecznego poety Johna Keatsa (który swoją drogą jest bardzo istotny w obu książkach i wielokrotnie się w nich przewija, a sam tytuł książki Simmonsa wziął się od jego poematu) i to za jego sprawą śledzimy, co dzieje się w centrum dowodzenia Hegemonii. Niestety jednak w tej części pojawia się wiele elementów, których bardzo nie lubię, tzn. wojny w kosmosie, opracowywanie strategii, zagrania polityczne. Do tego jeszcze kilka absolutnie odjechanych scen z Chyżwarem w roli głównej. Jeśli jednak dla kogoś te elementy są na plus, z pewnością będzie się dobrze bawił przy obu tomach. Ja jednak z czystym sumieniem mogę polecić jedynie pierwszą część, w której doceniam zarówno opowiadane historie, jak i konstrukcję.

Komentarze