„Zimowla” Dominika Słowik

„Zimowla” Dominika Słowik | fot. Jeden akapit
Książkę można podzielić na kilka linii fabularnych, zróżnicowanych czasowo, które w trakcie lektury możemy śledzić. Jest bardziej współczesna narracja, w której główna bohaterka z kolegami próbuje rozwiązać zagadkę związaną z dziwnym mężczyzną. Śledzimy również dorastanie bohaterki, zmiany jakie zachodziły w jej rodzinie (jej ojciec z urzędnika przekwalifikował się na astrologa) oraz w samej miejscowości Cukrówka, w której rozgrywa się opowieść. Cofamy się także jeszcze dalej, do czasów PRL-u i wspomnień o babce Sareckiej, komunistce, która jawiła się narratorce jako postać niezwykła, a nawet momentami nieco magiczna (gdyby wiara w takie rzeczy nie była sprzeczna z ideą komunizmu). Oprócz tego pojawia się tajemnica lunatykującej nago Magdy, pszczelarza i jego niezwykłych pszczół, muzeum i jego dawnego dyrektora, który się powiesił i wiele innych historii.

Powieść Dominiki Słowik w dużym stopniu przypomina mi prozę Joanny Bator – duologię Piaskowa Góra i Chmurdalia (którą uwielbiam) oraz Ciemno, prawie noc (które bardzo mi się nie podobało). Z jednej strony autorka ma dar opowiadania ciekawych historii z przeszłości, takie lokalne smaczki z nieistniejącej małej mieściny. Z drugiej jednak zdecydowanie czuć, że wątek bardziej współczesny, kryminalny nie do końca się trzyma kupy i w końcówce za szybko i za łatwo przychodzi rozwiązanie. Pod tym względem uważam, że kompozycja książki jest nieproporcjonalna, ułożona nierównomiernie. Ale plusem w tym minusie jest to, że na końcu dowiadujemy się, że wiele osób jest zupełnie innych, niż przez całą książkę zakładaliśmy.

Książka jest dobra do słuchania jako audiobook, te pomniejsze opowieści świetnie się sprawdzają w takiej formie. Gdybym miała czytać te ponad 600 stron w papierze, mogłabym czuć znużenie ilością, pozornie zbędnych historii. Gdy jednak słuchałam, odbierałam całość bardzo dobrze.

Komentarze