„Dorośli” Marie Aubert

„Dorośli” Marie Aubert | fot. Jeden akapit
Ida jedzie do domku nad fiordem i spędzi tam kilka dni ze swoją siostrą, jej mężem i tegoż męża dzieckiem. W międzyczasie dowiadujemy się, że Ida jest koło czterdziestki i chciałabym zamrozić swoje jajeczka, aby mieć szansę zajść w ciążę, gdy uda jej się poznać właściwego mężczyznę, z którym mogłaby związać się na stałe. Jej wizyta w domku i czas spędzony z rodziną jest okazją do przemyśleń i snucia marzeń – realnych i nierealnych.

Nie mogę pominąć faktu, że niespecjalnie polubiłyśmy się z główną bohaterką, która z jednej strony uważa, że jest bardzo pokrzywdzona, nieszczęśliwa i czuje się zazdrosna, a z drugiej bardzo często sama jest przyczynkiem nieprzyjemnych sytuacji. Jej stosunek do dzieci i samego macierzyństwa też jest dla mnie niejasny – wydaje się, jakby to była dla niej jedna z ważniejszych rzeczy, ale jednak sprawia wrażenie, że nie lubi dzieci, a jej względnie dobry kontakt z córką szwagra bardziej ma być prztyczkiem w nos siostry niż rzeczywistym zainteresowaniem dziewczynką. Nie brakuje jej też egzaltacji, której szczerze nie znoszę.

Mimo to nie mogę odmówić Idzie kilku trafnych spostrzeżeń – myśli, które mogą pracować również w głowie czytelnika. Są to głównie przemyślenia na temat relacji rodzinnych między siostrami czy kwestii poświęceń i późniejszych o to żalów w dorosłym życiu. W moim odczuciu jest to krótka i całkiem poprawna literatura środka, która wystarczy na jedno popołudnie, przemyśleń da na dwa, a potem dość szybko uleci z głowy. Można, lecz nie trzeba.

Komentarze