„Śledztwo” Stanisław Lem

„Śledztwo” Stanisław Lem | fot. Jeden akapit
Kryminalna powieść Lema przenosi nas do Anglii i dziwnych wypadków związanych z przemieszczaniem się zwłok. Sprawę próbuje badać młody Gregory przy wsparciu swojego szefa oraz doktora, który opowiada dość niestworzone teorie ze statystyką w tle.

Książka niespecjalnie mi się podobała, bo niewiele z niej moim zdaniem wynika – nie jest jasne, o co właściwie Lemowi chodziło i po co to wszystko. Miałam podobne odczucia, jak wtedy gdy czytałam Kosmos Gombrowicza i tam narrator łączył w całość zupełnie niepowiązane ze sobą elementy i wyciągał z nich daleko idące wnioski – w tym widzę punkt wspólny. W moim odczuciu Lem także poprzez zupełnie groteskowe łączenie poruszających się trupów ze statystyką zachorowalności na raka daje czytelnikowi poczucie, że wszelkie dane i powiązania między nimi można odczytywać wedle własnych upodobań. Czy jednak to mocno wybrzmiewa? Nie bardzo, to raczej moja ostatnia próba wyciągnięcia z tego tytułu czegokolwiek. Nawet gdybyśmy odczytywali go jako grozę a nie kryminał, to nadal – mimo charakterystycznych dla gatunku elementów – wypada marnie.

Zdecydowanie bardziej podoba mi się Lem jako futurolog-filozof, kiedy dużo więcej można wyciągnąć między wierszami, a nie zastanawiać się po co to wszystko.

Książkę czytałam w ramach akcji #niekoniecznielem organizowanej przez Niekoniecznie Papierowe na Instagramie z okazji roku Lema.

Komentarze