„Rooftoppers” Kathrine Rundell

"Rooftoppers" (u nas wydane jako "Dachołazy") opowiada historię dziewczynki, która jako niemowlę została uratowana z tonącego statku i przygarnięta przez nieco ekscentrycznego człowieka. Kiedy ma kilkanaście lat, okazuje się, że najpewniej zostanie zabrana od opiekuna, ponieważ nie są spokrewnieni. Postanawiają zatem ruszyć do Paryż, ponieważ Sophie wierzy, że jej matka przeżyła katastrofę statku i że właśnie tam należy jej szukać.

Niestety mam kilka zastrzeżeń do książki. Po pierwsze jest często naiwna - oczywiście, to jest książka dla dzieci i trochę taka być musi, jednak jest sporo tytułów, które choć dla dzieci, są w stanie zachwycić też dorosłych (jak chociażby inna książka tej autorki "The Wolf Wilder", która podobała mi się ogromnie). Scena, w której bohaterowie stoją na linie rozpiętej między budynkami, a do tego karmią ptaki, spowodowała u mnie sporą konsternację. Jest dosyć przewidywalna, naprawdę żaden "zwrot akcji" mnie nie zaskoczył. Zbyt łatwo wszystko przychodzi, bohaterka jakoś zbyt szybko ufa obcym dzieciom, a Charles, jej opiekun, zbyt łatwo zgadza się na wszystko, co ona wymyśla. Właściwie tylko postać Charlesa była ciekawa - to taki typowy Brytyjczyk, który wyraża się z wielką powściągliwością, trochę ironicznie, ale zwykle w punkt. Jak powiedział, kiedy parasol przydał mu się uratowania czyjegoś życia: "An Englishman without an umbrella is less than half a man". Książka nie była zła, jedynie nie była za bardzo porywająca. Ale czy może się spodobać dzieciom? Oczywiście, że może, jednak gdybym miała polecić książkę tej autorki to zdecydowanie "The Wolf Wilder" (która na razie nie została wydana po polsku). Dobry tytuł do oswajania się z czytaniem po angielsku, ale po polsku raczej by mnie trochę rozczarował.