„Małe Licho i tajemnica Niebożątka” Marta Kisiel
Choć jestem ogromną fanką bohaterów Dożywocia i Siły niższej, to zastanawiałam się, czy sięgać po tę książkę, a dlatego że kierowana jest do młodszego czytelnika. I od razu pragnę rozwiać wątpliwości – jak dla mnie tytuł ten można traktować zarówno jako książkę dla dzieci, jak i opowiadanie z dożywotniego uniwersum (trochę tak jak Szaławiłę).
W Sile niższej pojawia się nowy mały bohater – Niebożątko – który tutaj jest już całkiem wyrośniętym 9-latkiem. Decyzją starszych i ludzkich członków rodziny ma pójść w końcu do szkoły, ponieważ mieszkanie w jednym domu z tyloma niezwykłymi istotami (aniołami stróżami, pradawnymi potworami, niemieckimi widmami, itd.) może nie do końca dobrze wpływać na jego socjalizację. A w szkole jak to w szkole – są niepewność, poczucie odmienności, chęć przypodobania się i przynależności do grupy, zawód, rozpacz, a potem fochy w domu. Domownicy nie mają łatwo z Bożkiem, bo jak to mówi wujek Konrad coraz częściej jest jak „cały tatuś”. Momentem przełomowym okazuje się bal przebierańców na Halloween, ponieważ Bożek trafia w miejsce, w które nie powinien…
Czy dzieciom może ta książka przypaść do gustu? Poza faktem, że ja podobnie jak wujek Konrad „nie bardzo umiem w dzieci”, to mimo wszystko wydaje mi się, że tak. Jest tam sporo z dziecięcego świata, tzn. szkoła z wszystkimi jej dobrami i niekoniecznie. Pojawiają się problemy z tożsamością i chęć odnalezienia tej własnej, a także rozważania, że wcale nie musisz być jak inni, nie musisz przebierać się za Spidermana.
Czy książka spodoba się dorosłym? Jeśli jest się fanem Dożywocia i Siły niższej, to jak najbardziej. W moim odczuciu książka nie różni się jakoś bardzo od tego, co możemy przeczytać w tych dwóch tytułach. Są żarty sytuacyjne i językowe. Są nawiązania do dzieł literackich (Król elfów, choć ja poznałam go jako Króla olch – uwielbiam tak bardzo!). Są bohaterowie dokładnie tacy, jakich pokochaliśmy, ze wszystkimi zaletami i wadami, specyficznymi osobowościami. Bo to właśnie oni sprawiają, że czujemy przy czytaniu, jakbyśmy wrócili do starych znajomych, napili się ulubionej herbaty i otulili ciepłym kocykiem. Po prostu czujemy się jak w domu, bez napinania się na wielkie problemy tego świata – czysta przytulność i przyjemność. Dlatego jeśli chodzi o dorosłych czytelników, to polecam raczej osobom, które znają już ten świat, bo to głównie oni poczują największą frajdę z lektury. Ale może ci, co nie znają, a będą czytali swojemu dziecku, też będą chcieli poznać wcześniejsze losy lichotkowej ekipy? Taką mam nadzieję!
W Sile niższej pojawia się nowy mały bohater – Niebożątko – który tutaj jest już całkiem wyrośniętym 9-latkiem. Decyzją starszych i ludzkich członków rodziny ma pójść w końcu do szkoły, ponieważ mieszkanie w jednym domu z tyloma niezwykłymi istotami (aniołami stróżami, pradawnymi potworami, niemieckimi widmami, itd.) może nie do końca dobrze wpływać na jego socjalizację. A w szkole jak to w szkole – są niepewność, poczucie odmienności, chęć przypodobania się i przynależności do grupy, zawód, rozpacz, a potem fochy w domu. Domownicy nie mają łatwo z Bożkiem, bo jak to mówi wujek Konrad coraz częściej jest jak „cały tatuś”. Momentem przełomowym okazuje się bal przebierańców na Halloween, ponieważ Bożek trafia w miejsce, w które nie powinien…
Czy dzieciom może ta książka przypaść do gustu? Poza faktem, że ja podobnie jak wujek Konrad „nie bardzo umiem w dzieci”, to mimo wszystko wydaje mi się, że tak. Jest tam sporo z dziecięcego świata, tzn. szkoła z wszystkimi jej dobrami i niekoniecznie. Pojawiają się problemy z tożsamością i chęć odnalezienia tej własnej, a także rozważania, że wcale nie musisz być jak inni, nie musisz przebierać się za Spidermana.
Czy książka spodoba się dorosłym? Jeśli jest się fanem Dożywocia i Siły niższej, to jak najbardziej. W moim odczuciu książka nie różni się jakoś bardzo od tego, co możemy przeczytać w tych dwóch tytułach. Są żarty sytuacyjne i językowe. Są nawiązania do dzieł literackich (Król elfów, choć ja poznałam go jako Króla olch – uwielbiam tak bardzo!). Są bohaterowie dokładnie tacy, jakich pokochaliśmy, ze wszystkimi zaletami i wadami, specyficznymi osobowościami. Bo to właśnie oni sprawiają, że czujemy przy czytaniu, jakbyśmy wrócili do starych znajomych, napili się ulubionej herbaty i otulili ciepłym kocykiem. Po prostu czujemy się jak w domu, bez napinania się na wielkie problemy tego świata – czysta przytulność i przyjemność. Dlatego jeśli chodzi o dorosłych czytelników, to polecam raczej osobom, które znają już ten świat, bo to głównie oni poczują największą frajdę z lektury. Ale może ci, co nie znają, a będą czytali swojemu dziecku, też będą chcieli poznać wcześniejsze losy lichotkowej ekipy? Taką mam nadzieję!