„Los utracony” Imre Kertész
Historia żydowskiego chłopaka, piętnastolatka z Budapesztu, który trafia najpierw do obozu koncentracyjnego w Auschwitz, potem do obozów pracy i spędza w nich rok.
Wspomnień i literatury tzw. obozowej jest dużo, a pewne doświadczenia są podobne, choć częściowo oczywiście zależne od pobytu w konkretnym obozie. Co zatem jest innego w książce Kertésza? W moim odczuciu to, że główny bohater (którego historia została stworzona na podstawie doświadczeń autora) wykazuje się niekiedy większą niedomyślnością niż czytelnik. Wydaje mi się, że w innych tytułach to narrator zaczyna zwykle z pozycji osoby, która wie, co się dzieje i nam, czytelnikom, precyzyjnie pokazuje koszmar, którego był świadkiem i uczestnikiem. W Losie utraconym to czytelnik pierwszy wie, gdzie idą ludzie z wagonu zakwalifikowani przez lekarza jako niezdolni do pracy, i to czytelnik wie, dlaczego jest tyle kominów i skąd ten słodkawy zapach w powietrzu. Inaczej też płynie historia bohatera, który po nabawieniu się urazów trafia we wręcz ekskluzywne miejsce w całym obozie. Poruszona jest też kwestia traumy, „tego piekła” – tego jak trudno jest ludziom, którzy tam nie byli zrozumieć pewne rzeczy. Narrator (może za sprawą swojego wieku?) ma nieco inne podejście i mówi, że pobyt w obozie, to była jakaś część jego losu, życia, coś co przeżywał, z dnia na dzień, jako czas, w którym można było się też nudzić, a nie jak jedno nagłe wydarzenie. Szczególnie ta nuda była dla mnie dość sporym zaskoczeniem, ale z drugiej strony, czy także do życia w ciągłym napięciu i niepewności nie można się z czasem przyzwyczaić? Wydaje mi się, że jest to dosyć nietypowe postawienie sprawy przy tego typu tematyce.
Cytat dla chętnych:
Wspomnień i literatury tzw. obozowej jest dużo, a pewne doświadczenia są podobne, choć częściowo oczywiście zależne od pobytu w konkretnym obozie. Co zatem jest innego w książce Kertésza? W moim odczuciu to, że główny bohater (którego historia została stworzona na podstawie doświadczeń autora) wykazuje się niekiedy większą niedomyślnością niż czytelnik. Wydaje mi się, że w innych tytułach to narrator zaczyna zwykle z pozycji osoby, która wie, co się dzieje i nam, czytelnikom, precyzyjnie pokazuje koszmar, którego był świadkiem i uczestnikiem. W Losie utraconym to czytelnik pierwszy wie, gdzie idą ludzie z wagonu zakwalifikowani przez lekarza jako niezdolni do pracy, i to czytelnik wie, dlaczego jest tyle kominów i skąd ten słodkawy zapach w powietrzu. Inaczej też płynie historia bohatera, który po nabawieniu się urazów trafia we wręcz ekskluzywne miejsce w całym obozie. Poruszona jest też kwestia traumy, „tego piekła” – tego jak trudno jest ludziom, którzy tam nie byli zrozumieć pewne rzeczy. Narrator (może za sprawą swojego wieku?) ma nieco inne podejście i mówi, że pobyt w obozie, to była jakaś część jego losu, życia, coś co przeżywał, z dnia na dzień, jako czas, w którym można było się też nudzić, a nie jak jedno nagłe wydarzenie. Szczególnie ta nuda była dla mnie dość sporym zaskoczeniem, ale z drugiej strony, czy także do życia w ciągłym napięciu i niepewności nie można się z czasem przyzwyczaić? Wydaje mi się, że jest to dosyć nietypowe postawienie sprawy przy tego typu tematyce.
Cytat dla chętnych:
🔹🔹🔹🔹
„Bardzo żywo pozostała mi w pamięci uroczystość inauguracji roku szkolnego, byłem w granatowym, szamerowanym węgierskim stroju. Zapamiętałem też słowa dyrektora (...). Na zakończenie, jak sobie przypominam, powołał się na starożytnego filozofa: – Non scholae, sed vitae discimus – »uczymy się nie dla szkoły, lecz dla życia«, zacytował jego słowa. No więc pomyślałeś, że stosując się do tych słów, powinienem był się uczyć wyłącznie o Auschwitz-Birkenau. Należało mi wszystko wyjaśnić, szczerze, uczciwie, dorzecznie. A ja przez cztery lata nie słyszałem w szkole na ten temat ani słowa. (...) Tak więc poniosłem stratę, bo dopiero tu musiałem zmądrzeć, dowiedzieć się, że jesteśmy w Konzentrationslager, w obozie koncentracyjnym.” (s. 115)
🔹🔹🔹🔹
Komentarze
Prześlij komentarz